W naszym regionie przetrwały tylko nieliczne dawne siedziby ziemiańskie. Na terenie współczesnych powiatów leskiego i bieszczadzkiego można je policzyć na palcach jednej ręki: Olszanica, Łobozew, Dziurdziów, Uherce...
Kiedyś w niemal każdej miejscowości znajdowały się dwory. Skala ich zniszczenia jest niewyobrażalna. Jak obliczył Maciej Augustyn, na terenie Bieszczadów i Pogórza Przemyskiego zniszczeniu uległo 95% dworów oraz otaczających ich zabudowań gospodarczych. Stąd też warto zwracać większą uwagę na te obiekty, które zachowały się do dziś. Najbardziej okazałym z nich jest zamek w Lesku. Chciałbym tu pokrótce przedstawić jego burzliwe dzieje. Od swojego powstania, aż po reformę rolna z 1944 roku, zamek leski stanowił rezydencję właścicieli największego kompleksu majątkowego w Bieszczadach – Kmitów, Stadnickich, Ossolińskich, Mniszchów i na końcu Krasickich. Co ciekawe tzw. dobra leskie nigdy nie były sprzedane, a zawsze przechodziły w ręce przedstawicieli poszczególnych rodzin w wyniku dziedziczenia i układów rodzinnych.
Zniszczenia i przebudowa
Pierwsza siedziba Kmitów w Lesku była drewniana. Obiekt ten zyskał na znaczeniu jako główny ośrodek bieszczadzkich dóbr tej rodziny dopiero po zniszczeniu pobliskiego zamku Sobień i opuszczeniu go przez gospodarzy. Po 1538 roku powstała tu murowana wieża mieszkalna, która jeszcze przed końcem stulecia została powiększona. W połowie XVII wieku wybudowano basteję oraz mury obronne wzmocnione najprawdopodobniej dwiema basztami. W efekcie warownia otrzymała dziedziniec o nieregularnym kształcie.
Rezydencja ta była kilkakrotnie podnoszona z kompletnej ruiny. Dwukrotnie zamek został zniszczony w wyniku pożarów, do jakich doszło w XVIII wieku. Po pierwszym kataklizmie, Ossolińscy odbudowali warownię, a pracami budowlanymi kierował śląski architekt Gotfryd Hoffman. Po kolejnym pożarze, który miał miejsce w 1783 roku, zamek został opuszczony, a jego właściciele przenieśli się do dworu w pobliskiej Posadzie Leskiej. Dopiero pod koniec pierwszej połowy XIX wieku po gruntownym remoncie, którym kierował wszechstronnie uzdolniony poeta Wincenty Pol, obiekt ponownie został zamieszkany. Obiekt już wcześniej utracił znaczenie obronne, a w wyniku restauracji z czasów Krasickich, budowla zyskała klasycystyczny charakter. Wtedy właśnie wzniesiono od strony dziedzińca filarowe podcienia.
Zniszczenia z osiemnastego wieku nie były ostatnimi w dziejach zamku. Po raz kolejny leska warownia poważnie ucierpiała w okresie I wojny światowej. Patrząc na zdjęcia spalonej rezydencji z 1915 roku, trudno się dziwić, że jej odbudowa trwała kilka lat. Nim zamek odzyskał swój pełny blask, wybuchła II wojna światowa, która przyniosła kolejne zniszczenia.
Należy pamiętać, że podobnie jak w przypadku innych siedzib ziemiańskich, również e w Lesku jego właściciele zgromadzili bogatą kolekcję sztuki, archiwum rodzinne, a także olbrzymią bibliotekę. O ile udało się zabezpieczyć najcenniejsze precjoza, bibliotekę i archiwum podczas I wojny światowej i pożaru, jaki strawił zamek w tym czasie, to już wkroczenie Armii Czerwonej w 1939 roku było początkiem końca zbiorów Krasickich. Mieszkańcy leskiej rezydencji musieli opuścić ją w pośpiechu. Udało się uratować jedynie niewielką część, na którą składało się m.in. kilka obrazów i archiwum rodzinne, które obecnie przechowywane jest w Archiwum Państwowym w Przemyślu.
Księgozbiór, który liczył pięć tysięcy woluminów został w większości rozgrabiony. Po zakończeniu wojny, w Sanoku na targu można było nabyć książki ze stemplami świadczącymi o pochodzeniu z biblioteki Krasickich z Leska.
Latem 1945 roku w zamku kwaterowało wojsko. Parter użytkowany był jako stajnia... Okna, drzwi i podłogi pierwszego piętra przeznaczono na opał. Piece kaflowe zniszczono bądź rozebrano. Budowla była zdewastowana i pozbawiona oryginalnego wyposażenia. W złym stanie znajdował się również dach zamku – uszkodzony w wyniku ostrzału podczas działań wojennych. Kiedy w 1946 roku w Lesku powstała pierwsza w dziejach miasta szkoła średnia – Prywatne Miejskie Koedukacyjne Gimnazjum, w zamku przez kilka lat mieścił się internat tej placówki.
Upaństwowiony razem z dobrami Krasickich na mocy reformy rolnej z 1944 roku, zamek został co prawda wyremontowany, ale zatracono wówczas wiele cech stylowych. Niemniej pamiętająca czasy Kmitów rezydencja, po raz kolejny podniosła się z upadku. W późniejszym okresie przez wiele lat, w obiekcie mieścił się ośrodek wypoczynkowy i pensjonat.
Zamieszanie z Pułaskim
Jak już wspomniałem zamek leski przez kilka stuleci był głównym ośrodkiem rozległych dóbr należących do Kmitów, Stadnickich, Ossolińskich, Mniszchów, a na końcu do Krasickich. Dawna rezydencja była niemym świadkiem wielu ważnych wydarzeń w dziejach regionu. Odegrała również pewną rolę w okresie konfederacji barskiej. Otóż Jakub Bronicki, właściciel Nowotańca, który w początkach zrywu stanął na czele skonfederowanej szlachty ziemi sanockiej zabrał, latem 1768 roku leskiej warowni dziewięć armat, a także wyposażenie dla pięćdziesięciu ludzi i znaczną sumę pieniędzy. Stało się to najprawdopodobniej za cichym przyzwoleniem Józefa Kantego Ossolińskiego, ówczesnego właściciela zamku i dóbr leskich.
W niektórych przewodnikach turystycznych oraz na stronach internetowych poświęconych Bieszczadom odnaleźć można informację, że w leskim zamku zmarł Franciszek Pułaski, brat słynnego bohatera spod Savannah Kazimierza Pułaskiego (1745–1779). Rzeczywiście po potyczce jaką oddział konfederatów barskich stoczył z Rosjanami w okolicach Ustrzyk Dolnych, ciężko ranny Franciszek Pułaski został przewieziony do Leska, gdzie skonał 18 sierpnia 1769 roku, jednak nie był on bratem, ale kuzynem słynnego dowódcy konfederackiego i uczestnika amerykańskiej wojny o niepodległość.
Rodzonym bratem znanego Kazimierza, nazwał Franciszka Pułaskiego m.in. January Poźniak (1809–1883). Uczynił to w przypisie do tekstu swojego wiersza pt. Liski zamek, w którym wspomniał o dziejach tej warowni. Twórczość urodzonego w Hoczwi sędziego i poety raczej nie zachwyci współczesnego czytelnika, ale warto zwrócić na nią uwagę z powodu pewnych regionalnych akcentów w niej zawartych. Takim osadzonym ściśle w lokalnej historii i topografii jest wspomniany wyżej utwór. Wiersz ten powstał w 1828 roku i jest wyrazem romantycznych uniesień dziewiętnastoletniego wówczas Poźniaka:
W Lisku, grodzie bardzo starym,
Zamek Kmitów dumnie stoi –
Choć zawalon gruzem szarym,
Do zamkowych wstęp podwoi;
Choć czas zniszczył komnat stropy,
A w komnatach wzrósł chwast dziki
I nie tętnią ludzkie stopy,
Tylko gnieżdżą się puszczyki.
San, co obok zamku szumi,
Jak za czasów szumiał dawnych
Zamku dumę tę rozumi;
Bo patrzał na Kmitów sławnych
Bo patrzał na owe sprawy
Co się w zamku tym toczyły
Dla korony polskie sławy –
Na drodze postępu
Do legendy przeszła natomiast opowieść o tym, jak to hrabia Edmund Krasicki wymusił zmianę przebiegu linii kolejowej, tak aby omijała Lesko i by pociągi nie hałasowały pod oknami jego rezydencji. W 1870 roku przedstawiono projekt przebiegu linii kolejowej na odcinku z Ustrzyk Dolnych do Zagórza. Trasa miała wieść przez Lesko, a na błoniach nad Sanem, w pobliżu rezydencji Krasickich planowano wybudowanie dworca. Hrabia Edmund poparty przez burmistrza i część mieszkańców miasta zdołał wymusić zmianę wspomnianego wyżej projektu. Trasę wyznaczono przez Jankowce i Łukawicę. Chociaż hrabia i burmistrz wkrótce dostrzegli swój błąd, ale mimo starań o powrót do pierwotnej koncepcji, ostatecznie linia kolejowa została odsunięta od miasta, a stacja kolejowa dla Leska została wybudowana 5 kilometrów od zamku. Na ostateczną decyzję wpłynął w rzeczywistości przede wszystkim fakt, że wariant przez Łukawicę był tańszy w realizacji.
Nowy rozdział w dziejach zamku rozpoczął się w początku ubiegłego roku, gdy dotychczasowy gospodarz – Gliwicka Agencja Turystyczna zrzekła się prawa wieczystego użytkowania. Od ponad dwudziestu lat trwają również starania spadkobierców ostatnich właścicieli o zwrot zamku. Niezależnie od tego jak potoczą się dalsze losy zabytku, leska warownia przetrwała do naszych czasów i byłoby fantastycznie gdyby w przyszłości został wykorzystany jej potencjał historyczny.
Łukasz Bajda
[Artykuł ukazał się w nr. 2 (788) "Gazety Bieszczadzkiej" z 18.01.2024 r. ]