Ach co to była za uczta! Godna samego króla! A zaczęło się od tego, iż postanowiłam jednego dnia nie gotować obiadu w ogóle! Słońce pięknie świeciło i oznajmiłam bliskim, że zrobimy sobie ognisko koło domu z kiełbaskami i jakąś sałatką.
Wyłożyłam się na słonku, znaczy na leżaku w promieniach słonecznych i zaczęłam sobie marzyć, że tyle wolnego czasu mam kiedy nie muszę gotować. Ale fajnie! Poopalam się, będzie ognisko i kiełbaski i sałatka i... przecież ja nie jem kiełbasy! Trzymając się cały czas swoich założeń czyli, że ma być leniwie, szybciutko przygotowałam małe co nieco: kalafiora solo do podgryzania na przekąskę, ułożyć na półmisku i gotowe do podgryzania, sałatkę z: sałaty, pomidora, papryki i szczypiorów cebuli z sosem ziołowym, patisona do grillowania w ziołach i kociołek warzywny jako danie główne czyli: ulubione warzywa, umyte i pokrojone lub takie jakie się ma pod ręką włożyć do kociołka. Na dno można dać grube plastry słoniny czy boczku lub kawałki mięsa. Ja dałam młode ziemniaczki, marchewkę, paprykę, cebulkę wraz ze szczypiorami, kilka ząbków czosnku pokrojonego na plasterki, zioła suszone, świeże, a na dno nieco smalcu. Nalałam wody, do połowy warzyw. Następnie zagotować na ognisku, pogotować aż zmiękną, dodać 3 łyżki pokruszonego przesuszonego sera twarogu, 2-3 łyżki śmietany i jeszcze chwilę niech się duszą delikatnie nad ogniem. Kiedy zrobi się sos z wody i nabiału, wtedy jest gotowe. Wróciłam na leżaczek w oczekiwaniu na pierwsze objawy gotowości, znaczy gotowania ze strony kociołka. Jeszcze dobrze się nie rozłożyłam, a tu już cudny zapach kociołkowego środka przyciąga mnie jak w transie. Ach! Co to za cudne wonie mnie dopadły i nie pozwoliły się wylegiwać! Chwila mieszania w kotle, czarowania się nad zawartością, ponowne przykrycie kotła i znów powrót na leżaczek. Znowu nie zdążyłam się zbytnio poopalać, bo właściwie kociołek był prawie gotowy. Młode warzywka w żeliwnym kociołku bardzo szybko się gotują. Jeszcze tylko nieco serka i śmietanki, zamieszanie: raz w prawo, 8 razy w lewo… 4 muchy, 2 komary i jedna jaszczurka chciały chyba spróbować, bo nie to żebym je tak zaraz do kotła. O nie! Mięsa raczej nie jadam, tylko sporadycznie. I gotowe! Rozdano, zjedzono. Ponownie rozdano i ponowie zjedzono. Kolejny raz prawie rozdano…., bo w kociołku nie zostało już nic!
Smacznego życzy Niezłe Ziółko
Ziołami zajmuję się od dziecka. Zawsze interesowało mnie jak to się dzieje, ze wypijemy herbatkę i już pomaga. Potem poznałam tajemnicze legendy i podania na temat czarodziejskich mocy roślin. Zioła zbieram, suszę i przetwarzam. Robię gotowe mieszanki ziołowe i preparaty takie jak: maceraty olejowe, glicerynowe, alkoholowe i inne. Z nich kolejno: maści, kremy, toniki i nie tylko. Skończyłam studia podyplomowe w PWSZ Krośnie na kierunku: „Towaroznawstwo zielarskie, kosmetyczne i żywności funkcjonalnej”, a moim promotorem był dr Henryk Różański. Dla osób chętnych dowiedzieć się czegoś więcej prowadzę bloga: www.niezleziolkobieszczad.blogspot.com. Zioła to moja pasja.