- Robimy to, bo to przecież historia naszej miejscowości, a o nią musimy dbać za wszelką cenę – mówili wolontariusze uczestniczący w piątym sprzątania terenu wokół cerkwi w Liskowatem.
W sobotni poranek 7 maja blisko 50 osób, w tym członkowie Stowarzyszenia Weteranów Turystyki Górskiej z Jarosławia przy wsparciu oddziału Bieszczadzkiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, przystąpiło do sprzątania terenu wokół cerkwi p.w. Narodzenia Najświętszej Panny Marii w Liskowatem.
Wyposażeni w kosiarki, piły, grabie i sprzęt ogrodniczy, który przywieźli ze sobą przystąpili do pracy. Teren do oczyszczenia był duży, bo blisko hektar. Przyszła młodzież z Liskowatego i mieszkańcy Krościenka, przyjechali wolontariusze z Baligrodu, Ustrzyk Dolnych, Warszawy i z Kijowa. Pracy było dużo wiosenna trawa i krzaki zarosły cały teren, trzeba było usunąć stare spróchniałe karpy drzew, rozsypać kretowiska i wyrównać teren. - Przyjechałem na tę akcję specjalnie z Warszawy. Uważam, że tak trzeba dla zachowania materialnych dowodów żywej pamięci o ludziach, którzy odeszli na niebieskie połoniny – mówił Zygmunt Rudnicki, jeden z wolontariuszy, który po Bieszczadach chodzi z grupą „Eko Karpaty”.
Latem będzie renowacja
Cerkiew w Liskowatem leży na Szlaku Architektury Drewnianej, który słynie z unikalnych na skalę światową zabytków. Odnowienie jej wymaga olbrzymich nakładów finansowych, które otwierają się na poziomie 200 tys. zł. - My takich pieniędzy nie mamy i dlatego to, co tutaj wykonujemy zabezpiecza te jeszcze istniejące nagrobki przed zupełną degradacją - wyjaśniał Bogdan Augustyn z bieszczadzkiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. - Teraz oznaczamy w sposób symboliczny różnymi krzyżami mogiły. W wakacje ma przyjechać firma, która będzie prowadzić tutaj prace renowacyjne nagrobków i nasze odkrzaczanie przyspieszy prace i obniży koszty.
– Chcielibyśmy żeby ta cerkiew wróciła do swej świetności. Tak, by turyści mogli tu się zatrzymać i zwiedzić ją bo jest piękna. Dlatego wspieramy jak możemy weteranów turystyki i miejscowy oddział TOnZ. Jak widać pracy jest dużo i dużo co roku jej wykonujemy – włączył się do rozmowy Ireneusz Bazylewicz prezes Koła PTTK nr 15 w Jarosławiu.
Wolontariusze oczyścili stare groby z nielicznie zachowanymi obeliskami sztuki sepulkralnej wykonanymi z piaskowca, na których czas zaciera już napisy. Tam gdzie krzyże zostały zniszczone, ustawiano nowe - katolickie i prawosławne.
W poszukiwaniu korzeni
- Bardzo interesuje mnie historia mojej rodziny, a moja babcia Rozalia Machnik urodziła się tutaj w Liskowatym. Mój dziadek Piotr Jurystowski urodził się w Krościenku. Byłem tutaj we wrześniu poprzedniego roku, rozmawiałem z wieloma ludźmi z Liskowatego i z Krościenka, byli dla mnie bardzo mili i poradzili mi bym szukał śladów rodzinnych w archiwum państwowym w Przemyślu – opowiada Andrij Jurystowski, Ukrainiec z Kijowa, który o akcji dowiedział się z portalu społecznościowego. - Byłem, szukałem, ale to olbrzymia praca do zrobienia. Dlatego przyjechałem tutaj żeby poznać historię swoich dziadków, ale i Liskowatego i Krościenka.
Andrij dodaje, że kiedy dowiedział się, że organizowana jest akcja sprzątania wokół cerkwi, to wiedział, że jego obowiązkiem jest przyjechać i pomóc. - Może tutaj leżą też i przodkowie moich dziadków? - zastanawia się Andrij. - To tak jakbym tu szukał korzeni mojej rodziny. Mój ojciec zawsze namawiał mnie bym tu przyjechał i poznał historię naszej rodziny. Ja jestem pierwszym z rodziny, który tu przyjechał po 1952 r. po wysiedleniu. Miejscowość jest piękna i dobrze, że ludzie się cmentarzem opiekują i dbają o niego, a ja jestem im bardzo wdzięczny – mówił i dodał, że opowie o tym ojcu. - Proszę też wszystkich, którym nie obce są nazwiska moich przodków, by skontaktowali się ze mną za pośrednictwem Gazety Bieszczadzkiej.
Po kilku godzinach pracy otoczenie cerkwi było starym, ale zadbanym i czystym cmentarzem. Mieszkające w Liskowatem uczennice ustrzyckich szkół Angelika, Karolina, Sabina i Barbara Bieniek z Anią Wiaderek, Bernadetą Dudek i Wiktorią Tomaszek grabiły wykoszoną trawę i wywoziły ją poza ogrodzenie. – Przychodzimy tutaj, co jakiś czas sprzątamy, czasem zapalamy znicze – mówiły Karolina i Bernadeta. - Robimy to, bo to przecież historia naszej miejscowości, a o nią musimy dbać za wszelką cenę.