Ustrzyki Dolne
wtorek, 8 października 2024

Jarmarczna gorączka w Lutowiskach

Rynek górny w Lutowiskach<br/>fot. Zbiory rodziny Mietelskich
fot. Zbiory rodziny Mietelskich

W niektórych opracowaniach dotyczących Bieszczadów odnaleźć można informację, jakoby w Lutowiskach odbywały się największe w tej części Europy targi bydła. Do jarmarcznych tradycji dawnego miasteczka nawiązują organizowane tutaj od wielu lat Targi Końskie. Trudno co prawda znaleźć potwierdzenie o ponadregionalnym znaczeniu handlowym Lutowisk. Z pewnością jednak miejscowość ta była najważniejszym ośrodkiem gospodarczym w promieniu wielu dziesiątków kilometrów.

Lutowiska są wzmiankowane w źródłach historycznych od 1580 roku. Miejscowość powstała na gruntach założonej wcześniej wsi Żurawin, a jej nazwa pochodzi od słowa oznaczającego miejsce letniego wypasu bydła. Lutowiska zostały założone na skrzyżowaniu traktów handlowych wiodących od strony Sanoka i Przemyśla na południe. Miejscowość znajdowała się w pobliżu ówczesnej granicy z Węgrami. Miasteczko zamieszkiwała ludność trzech różnych nacji i wyznań. Obok siebie żyli tutaj Polacy, Bojkowie i Żydzi. Z czasem ta trzecia grupa stała się najliczniejszą w społeczności dawnych Lutowisk. Podobnie wyglądała sytuacja w innych bieszczadzkich miastach i miasteczka: Lesku, Ustrzykach Dolnych, Baligrodzie…

Bardzo często osoby opisujące przeszłość idealizują dawne czasy, jako okres pełnej zgody panującej pomiędzy różnymi nacjami zamieszkującymi Bieszczady. Z jednej strony trudno jest odnaleźć informacje o szczególnej wrogości. Z pewnością jednak również nie zawsze panowała sielanka.

Królewski przywilej

W XVIII wieku Lutowiska uzyskały prawa miejskie. Miejscowość przez pewien czas od nazwiska swoich ówczesnych właścicieli nosiła nazwę Urbanice. W 1742 roku miasteczko otrzymało od króla Augusta III przywilej na organizację dziesięciu jarmarków. Oprócz tego w miejscowości odbywały się również cotygodniowe targi. W Lutowiskach, które szybko powróciły do pierwotnej nazwy powstały wówczas dwa, sporych rozmiarów rynki. Mimo to miejscowość nigdy nadmiernie się nie rozrosła. W szczytowym okresie lutowiskich targów i jarmarków bywało, że na sprzedaż przyprowadzano tutaj nawet kilka tysięcy sztuk bydła. Jako ciekawostkę można podać fakt, że pod koniec XIX wieku upatrywano w jarmarkach źródło demoralizacji ludności. W związku z tym Lwowska Izba Przemysłowa i Handlowa rekomendowała władzom galicyjskim w 1871 roku ograniczenie liczby jarmarków do sześciu i sprzeciwiała się wydłużaniu ich trwania z jednego do dwóch dni.

Kilkanaście lat później na jednym z jarmarków w Lutowiskach pojawiła się Olga Franko, żona wybitnego ukraińskiego pisarza i publicysty. Spostrzeżenia ze swojej wizyty zawarła w artykule pt. „Karpaccy Bojkowie i ich życie rodzinne” opublikowanym w 1887 roku na łamach ukraińskiego czasopisma dla kobiet wydawanego we Lwowie. Olga Franko napisała w nim, że jej zdaniem, miejscowi Żydzi wyzyskiwali Bojków.

Jeden zabity, jedenastu rannych

Wraz z rozwojem przemysłu drzewnego i naftowego w drugiej połowie XIX wieku do regionu zaczęli napływać ludzie do pracy w powstających coraz liczniej kopalniach ropy naftowej i tartakach, a także robotnicy sezonowi – np. zajmujący się wyrębem lasów. Nie zawsze stosunki z przybyszami układały się dobrze. W marcu 1907 roku doszło w Lutowiskach do tragicznego zdarzenia. W wyniku bójki pomiędzy miejscowymi Żydami, a Rusinami z Zakarpacia, którzy zamierzali powrócić w rodzinne strony po zakończeniu pracy w majątku leśnym w Dwerniku, jeden z Rusinów poniósł śmierć a jedenastu zostało rannych. Przyczyną zajścia miało być nieuregulowanie długów u żydowskich kupców z Lutowisk. W miasteczku doszło początkowo do sprzeczki, następnie bójki z tragicznym finałem. Sprawa odbiła się pewnym echem w ówczesnej prasie polskiej i ukraińskiej zarówno w Galicji, jak i nawet za Oceanem. Wydarzenie opisywane było jako „pogrom w Lutowiskach”. Szerszej analizy owego zajścia dokonał Maciej Augustyn w artykule opublikowanym w 19. tomie rocznika „Bieszczad”. Autor zamieścił w nim również interesujące teksty źródłowe pierwotnie zamieszczone w prasie.

Siwe długorogie i mniejsze czerwone

Jeszcze w XIX wieku powszechne w Bieszczadach było siwe bydło długorogie (węgierskie) i właśnie te zwierzęta najczęściej można było zobaczyć na targach i jarmarkach w Lutowiskach. Jednak w okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej sytuacja wyglądała nieco inaczej. Jan Falkowski w opublikowanej w 1935 roku szkicu etnograficznym pt. „Na pograniczu łemkowsko-bojkowskiem” podkreślał, że w tamtym czasie dużo bardziej popularne było mniejsze bydło rasy czerwonej. Podczas wyprawy naukowej przeprowadzonej z Bazylim Pasznyckim nie natknęli się na ani jedną sztukę bydła węgierskiego. Z innych zwierząt mieszkańcy Bojkowszczyzny Zachodniej hodowali w tym czasie głównie czarne owce, kozy, świnie, kury i kaczki.

Jarmark w Lutowiskach stał się tytułowym tematem jednego z opowiadań Sofiji Parfanowycz (1898-1968) z wydanego w Augsburgu zbiou „Zahoriła połonyna – bojkiwśki opowidannia”. Polskie tłumaczenie tekstu opublikował w 2014 roku w roczniku „Płaj” Wojciech Wesołkin. Autorka pochodziła ze Lwowa. Jej ojciec był urzędnikiem kolejowym, który wywodził się z rodziny szlacheckiej pieczętującej się herbem Sas. Kształciła się we Lwowie i Pradze, a w 1926 roku uzyskała dylom doktora nauk medycznych. Habilitowała się podczas II wojny światowej. Oprócz pracy zawodowej i naukowej, trudniła się również literaturą. Pierwsze utwory prozatorskie wydała jeszcze w okresie międzywojennym. W 1949 roku wyjechała na stałe do USA, gdzie wykonywała swój wyuczony zawód aż do emerytury. Zmarła 26 grudnia 1968 roku w Detroit.

Sofija Parfanowycz określiła Lutowiska w swoim opowiadaniu jako „sławne jarmarczne miejsce” oraz „bojkowską stolicę”. Autorka opowiadania niemal poetyckich słowach opisuje miejscowość: „(…) pośród niemal austriackiego piękna przycupnęło żydowskie miasteczko. Gęsto-gęsto drewnianych domków z gankami, przejściami, zajazdami, piętrami i różnymi zakamarkami-schowkami. Coś wschodniego w nich jest, >>arabski styl<<, wspomnienie orientu, gęste skupisko. Nad nimi panuje wilka murowana bożnica. Kolorowe szkło, kręte, tajemnicze litery starych ksiąg. Wszystko to aż prosi, by zalało je gorące słońce południa. (…)”

Interesujący jest również opis osób przybywających na jarmark: „Ludzie czerwono wyszywani, biało odziani, w sirakach. Palicami poganiają, pokrzykują. Kobiety. Mężczyźni. Pomiędzy nimi przeciskają się z miejska ubrani kupcy, przede wszystkim Żydzi. Wszystkich popędza gorączka handlu, niepokój wielkich pieniężnych obrotów. Dwa tysiące osiemset sztuk bydła i pewno dwa razy tyle ludzi. Zalewają plac po brzegi.

Zjednoczeni na pogrzebie

Mniej literacko, ale w zbliżony sposób, opisuje jarmark w Lutowiskach Wasyl Sofroniw w dwuczęściowym felietonie, który ukazał się w 1934 roku w ukraińskim dzienniku „Diło”. Już w pierwszych słowach autor tekstu podkreśla, że nie potrafi sobie wyobrazić miasteczek galicyjskich bez Żydów i od razu odnosi to do Lutowisk: „(…) Jaki czar, jaki koloryt miałyby Lutowiska, gdyby dookoła spadzistego, wyboistego >>rynku<< nie było tych powykrzywianych, drewnianych domków, gdyby w każdych drzwiach i w każdym oknie i na każdej ławeczce nie było jakiego sklepiku, gdyby zamiast pejsatego Jejny Dula czy Srula Pomeranca w każdym sklepie swój towar zachwalał jaki Iwan Zołotarczuk albo Stefan Zacerkowny! Nie miałyby wtedy nasze Lutowiska tego oryginalnego, swoistego, galicyjskiegom, małomiasteczkowego kolorytu i tego znaczenia ekonomicznego dla całej w promieniu 10 mil okolicy. (…)”

Pamiętając o tym, że nie zawsze między mieszkańcami Lutowisk różnych nacji, panowała pełna zgoda, warto wspomnieć, że podczas pogrzebu ks. Michała Hucińskiego – budowniczego istniejącego do dziś kościoła w Lutowiskach, w styczniu 1936 roku zgodnie obok siebie maszerowali w kondukcie żałobnym wyznawcy obu katolickich obrządków. Na pogrzebie w imieniu społeczności żydowskiej przemawiał miejscowy notariusz dr Artur Glück. Ks. Michał Huciński miał zapisać się bardzo dobrze w pamięci przedstawicieli wszystkich trzech nacji zamieszkujących w przeszłości Lutowiska.

Świat dawnych Lutowisk – dawnego miasteczka i ważnego ośrodka handlowego zamieszkanego przez przedstawicieli trzech różnych nacji i wyznań przeminął w okresie II wojny światowej oraz w pierwszych latach po jej zakończeniu. Od 1951 roku w tym samym miejscu zaczęły kształtować się współczesne Lutowiska. Warto jednak pamiętać o przeszłości miejscowości położonej u podnóża Otrytu.

[Tekst pierwotnie ukazał się w nr. 17/2024 "Gazety Bieszczadzkiej"]

Rynek Dolny w Lutowiskach<br/>fot. Zbiory rodziny Mietelskich
fot. Zbiory rodziny Mietelskich
Lutowiska - rynek górny, lata 30. XX wieku<br/>fot. Zbiory rodziny Mietelskich
fot. Zbiory rodziny Mietelskich
autor: Łukasz Bajda