1,5 miliona złotych odszkodowania chce od Skarbu Państwa rodzina mieszkańca Olszanicy, który zginął jesienią 2014 roku. Według prokuratury Rejonowej w Lesku mężczyzna został zabity przez niedźwiedzia. Rodzina wniosek o odszkodowanie złożyła do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie.
O samym zdarzeniu oraz śledztwie prowadzonym przez leską prokuraturę „Gazeta Bieszczadzka” informowała wielokrotnie. Do zaginięcia 61-letniego Stanisława P., mieszkańca Olszanicy doszło 18 października 2014 roku. Mężczyznę, który wyszedł do lasu, a nie wracał, zaczęła szukać rodzina. Nie dało to jednak rezultatów, dlatego zawiadomiono policję.
W trakcie zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań, biorący w nich udział goprowcy z sanockiej grupy, zostali zaatakowani przez niedźwiedzia. Na szczęście rozdrażnione zwierzę uszkodziło tylko pojazd. Później okazało się, że ciało zaginionego 61-latka leżało zaledwie kilkanaście metrów od miejsca, w którym goprowców zaatakował niedźwiedź. Sztab kryzysowy, który zebrał się w Podkarpackim Urzędzie Wojewódzkim wydał nawet zgodę na odstrzał niedźwiedzia. Stwierdzono, że zwierzę stanowi zbyt duże zagrożenie dla mieszkańców. Zwierzęcia nie udało się jednak znaleźć.
Śledztwo prowadzono wielowątkowo
Ze względu na szczególne okoliczności śledztwo prowadzone było wielowątkowo. W pierwszych dniach dochodzenia prokuratura skłaniała się ku wersji, że śmierć mogła być efektem zabójstwa, a niedźwiedź jedynie mógł żerować na ofierze. Dogłębne badania przeprowadzone w zakładzie medycyny sądowej nie dały też jednoznacznej odpowiedzi na pytanie kto lub co przyczynił się do śmierci mieszkańca Olszanicy.
Dodatkowa opinia biegłych mówiła między innymi o tym, że część ran ujawnionych na ciele denata odpowiada kształtem uszkodzeniom powstałym na quadzie, który został uchwycony i przewrócony przez niedźwiedzia. Określenie mechanizmów powstania uszkodzeń ciała u znalezionego mężczyzny było bardzo trudne z uwagi na rozkład gnilny, który w znacznym stopniu zatarł charakter obrażeń. Mechanizmu powstania większości z nich, w ogóle nie dało się ustalić.
- Ostatecznie biegli uszczegółowili swoją wcześniejszą opinię i stwierdzili, że mieszkaniec Olszanicy zginął od ran zadanych przez niedźwiedzia – wyjaśniła „Gazecie Bieszczadzkiej” Maria Chrzanowska, prokurator rejonowy z Leska. Prokurator dodała też że zadane rany, które badali biegli, nie wskazywały bezpośrednio na to, że to miś zabił 61-latka. Dodatkowo pierwsza opinia biegłych była dość lakoniczna.
(Więcej w GB 20)