- Mięliśmy bardzo pracowity rok. Jeszcze się nie zdarzyło aby nasz śmigłowiec wylatywał na akcje ponad sto razy w roku – podsumowuje 2017 rok Krzysztof Szczurek, naczelnik Grupy Bieszczadzkiej GOPR.
Bieszczadzka Grupa GOPR podsumowała rok 2017. Ratownicy informują, że interweniowali 337 razy, a podczas tych akcji 384 osoby potrzebowały pomocy. W 111 wypadkach wykorzystano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, w tym, w 45 misjach wykorzystano techniki linowe. Podczas 12 wypraw ratownikom GOPR pomagały psy ratownicze ze swoimi przewodnikami. Niestety, mimo największych wysiłków ratownikom nie udało się uratować 9 osób.
- To był rzeczywiście bardzo pracowity rok, pracowity, bo w Bieszczadach był znacznie więcej turystów niż w latach poprzednich, przez co zwiększyła się też wypadkowość – mówi Krzysztof Szczurek, naczelnik Bieszczadzkiej Grupy GOPR.
Naczelnik mówi, że do tej pory śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego nie startował więcej niż sto razy w roku. – Setki nigdy nie przekroczyliśmy, ale należy pamiętać, że start śmigłowca zależy od kilku rzeczy m.in. od warunków pogodowych. W tym roku turyści częściej wybierali szlaki do których jest problem z dostępem, np. dojazdem quadem czy dojściem piechotą. Dlatego w tych przypadkach startował śmigłowiec i do osób poszkodowanych dostawaliśmy się za pomocą technik linowych. Zawsze działamy według zasady, że podczas akcji najważniejszy jest człowiek i czas w jakim zostanie przetransportowany do szpitala.
Pracy więcej, a dotacja ta sama
Naczelnik Bieszczadzkiej Grupy GOPR dodaje, że śmigłowiec ratowniczy bierze udział jednak nie tylko w akcjach w Bieszczadach, ale na terenie całego województwa. – Było sporo wypadków przy pracach leśnych czy grzybiarzy i nasz śmigłowiec też mógł poszkodowanego przetransportować szybciej.
W tym roku ratownicy z Bieszczadzkiej Grupy GOPR wypracowali 37 118 godzin. – Jest to nie mała ilość i proszę pamiętać, że to wszystko zostało wypracowane w czasie wolnym, bo mówię cały czas o ochotnikach – zaznacza naczelnik. – Turystów przybywa i pracy też przybywa. Ta sama zostaje natomiast dotacja z MSWiA – ok. 960 tys. zł, która pokrywa niestety tylko 51 proc. naszych wydatków. Pozostałe pieniądze musimy pozyskać sami od sponsorów.
Głównymi partnerami Bieszczadzkiej Grupy GOPR jest Podkarpacki Urząd Marszałkowski i Bieszczadzki Park Narodowy – pieniądze z opłat za wstęp do parku. – Dodatkowo zajmujemy się udostępnianiem noclegów czy zabezpieczaniem różnego rodzaju imprez. Nie mamy wyjścia, wolelibyśmy tylko pracować, ale musimy zarobić na to, by móc ratować.
Krzysztof Szczurek dodaje, że dotacje ze środków państwowych są na przestrzeni ostatnich lat na tym samym poziomie, ale ratownicy pracy mają więcej. – Piszemy również różnego rodzaju projekty. Obecnie nie ma środków finansowych na wsparcie ratowników, ale są środki, które można wykorzystać na zakup sprzętu. Dzięki temu zostaje nam więcej pieniędzy na bieżącą działalność.
Obecnie w Bieszczadzkiej Grupie GOPR służy 208 ratowników. 17 jest na etatach, jest 109 ochotników czynnych, 13 kandydatów na ratownika w okresie przygotowawczym i 69 osób stanie pozasłużbowym – osoby zaawansowane wiekiem. – Niestety z 10 kandydatów na ochotników, w finalnie zostaje trzech. Praca jest ciężka, bo oprócz pracy w zespole trzeba poświecić też sporo wolnego czasu, a nie każdego na to stać – podsumowuje naczelnik.
Ratownikom życzymy tyle samo wyjazdów, co powrotów, a wyjazdów jak najmniej.
Ratownicy Bieszczadzkiej Grupy GOPR dziękują wszystkim za pomoc we wspólnych działaniach ratowniczych.