Sześć razy interweniowali ratownicy z Bieszczadzkiej Grupy GOPR, opiekujący się pielgrzymami idącymi w Wielki Piątek w Drodze Krzyżowej na Tarnicę. W dwóch przypadkach konieczne było użycie śmigłowca ratunkowego.
Piękna słoneczna i mroźna pogoda, jaka panowała w piątek w Bieszczadach, sprawiła, że w corocznej Drodze Krzyżowej na Tarnicę znów wzięło udział tysiące osób. Dla niewprawionych w zimowych wspinaczkach pielgrzymów oblodzone szlaki okazały się niebezpieczne. Ratownicy od rana odbierali telefony z informacjami o upadkach na szlakach, które powodowały urazy kolan i stawów.
- Było naprawdę bardzo ślisko, a niektórzy ludzie w ogóle nie byli przygotowani na taką trasę – opowiada pan Tadeusz, pielgrzym z Rzeszowa. - Przed wyjazdem poinformowano nas, co powinniśmy z sobą zabrać, jakie buty i ubranie, a mimo tego, niektórzy wybrali się na ośnieżone szlaki w adidasach.
Według szacunków goprowców w tym roku na Tarnicę wybrało się ok. 6 tys. osób, a nad ich bezpieczeństwem czuwało 45 ratowników. - Warunki na wyjście w góry, w porównaniu z ubiegłym rokiem były doskonałe. Lekki mróz i piękne słońce, sprawiły, że widok rozciągał się na setki kilometrów. To był doskonały czas na modlitwę i zagłębienie się w swoją duszę – dodaje rzeszowski pielgrzym.
Okazuje się jednak, że skupieni na modlitwie pielgrzymi nie zawsze koncentrowali się na oblodzonych szlakach. Śmigłowiec interweniował dwa razy. Obie interwencje były związane z urazami dolnych kończyn.
Pierwsza Droga Krzyżowa na Tarnicę odbyła się w 1987 roku, a zorganizowało je Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze z Rzeszowa. Wtedy też potajemnie wniesiono na szczyt elementy na postawienie 6,5-metrowego krzyża. Chciano nim upamiętnić bieszczadzkie wędrówki Jana Pawła II i jego trzecią pielgrzymkę do Polski.
Wielkopiątkowe Drogi Krzyżowe obecnie wzbudzają wiele kontrowersji. Dawniej, gdy nie były tak liczne, nie stanowiły zagrożenia dla bieszczadzkiego ekosystemu. Teraz miłośnicy przyrody, w tym Bieszczadzki Park Narodowy, z dezaprobata patrzą na tysiące ludzi zadeptujących unikalną darń, typową dla muraw alpejskich. Dyrekcja Parku, chcąc zabezpieczyć rozdeptane szlaki na Tarnicę, postanowiła wybudować tam schody, które miały zamknąć turystów w wąskim paśmie szlaku. Ten pomysł, wielu miłośnikom Bieszczad wydał się bardzo kontrowersyjny. Jednak Park przekonuje, że to jedyny sposób na to, by zregenerować rozdeptane szlaki.