„Schody do nieba”, „oszpecili Bieszczady”, „więcej tam nie pójdę”, „brakuje tylko windy”, „koszmar architektoniczny”, „kto wydał na to pozwolenie”, „skończyła się dzikość gór”, „Tarnica jest stracona” – to najłagodniejsze opinie internautów, komentujące najnowszą inwestycję Bieszczadzkiego Parku Narodowego – drewniane schody na Tarnicę. – Do wyboru było to, lub ograniczenie liczby turystów – przekonują pracownicy Parku.
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że zainteresowanie Bieszczadami rośnie z roku na rok, a Tarnica, obok Połoniny Wetlińskiej, jest najczęściej uczęszczaną bieszczadzką górą. Niestety od lat postępuje również degradacja szlaków, które na nią prowadzą. Do zniszczenia niebieskiego szlaku, wychodzącego z Wołosatego, przyczyniły się nie tylko tysiące zwykłych turystów, dla których Tarnica, jest „obowiązkową” górą do zdobycia, ale również kilkutysięczne pielgrzymki idące tamtędy kilka razy w roku. Jej „popularność” doprowadziła do tego, że wielu turystów, którzy od lat przyjeżdżają w Bieszczady unika tej góry jak ognia.
- Od lat nie byłem na Tarnicy, odstraszają mnie setki turystów, które ciągną na tą górę jak do Częstochowy. Kiedyś bardzo lubiłem tę trasę, jednak od pewnego czasu unikam jej wybierając mniej uczęszczane miejsca – mówi pan Krzysztof, turysta z Łodzi. - Jak zobaczyłem te wspaniałe schody, to wiem, że już nigdy niebieskim szlakiem nie pójdę. Wyglądają jak szyny kolejowe, bzdurna i niepotrzebna inwestycja. Teraz, to będzie dopiero droga przez mękę.
Zagroda dla turystów i grill
Opinie turystów podzielają również osoby, które Bieszczady znają jak własną kieszeń i jest im bliski nie tylko ich wygląd, ale rozwój lokalnych społeczności.
- Szlak niebieski wiodący z Wołosatego na Przełęcz przypomina schody wiodące do nieba. Kopuła Tarnicy to już zagroda dla turystów, inaczej tego nie mogę określić – denerwuje się Lucyna Beata Pściuk, przewodnik górski oraz admin facebookowych grup dotyczących Bieszczadów, na których jako pierwsze opublikowano zdjęcia szlaku na Tarnicę.
- Sama jestem zbulwersowana, z jednej strony jestem w stanie zrozumieć ochronę otoczenia szlaków prowadzoną przez Bieszczadzki Park Narodowy, ale z drugiej strony to co tam postawiono wydaję mi się sennym koszmarem – przekonuje przewodniczka. - Dla mnie Tarnica jest już straconą górą, nie pójdę tam ani prywatnie, ani służbowo z grupami. Z prostej przyczyny. Komercyjna do bólu Tarnica to zaprzeczenie idei ochrony przyrody i powstania parku narodowego. Kilkutysięczne pielgrzymki idące ławą w Wielki Piątek niszczące wszystko co podpadnie pod nogi. Widziałam tam kilku panów odpalających grilla, rodzinki z dziećmi zbierające kwiatuszki, zużyte pampersy i podpaski, a teraz na dodatek ta obrzydliwa infrastruktura szlakowa.
BdPN – zabezpieczyć szlak, to nasz obowiązek
Infrastruktura szlakowa, która nie podoba się przewodnikom, to szerokie na 2,5 metra i wykonane z dębowych krawędziaków, progi przeciwerozyjne. Pracownicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego przekonują, że budowa była konieczna, bo degradacja szlaku postępuje w zastraszającym tempie. Mają zabezpieczać osuwanie się rozmiękczonej przez buty turystów gleby. Dodają, że w ten sposób szlaki zabezpiecza się nie tylko w Bieszczadach, ale w innych Parkach Narodowych.
- Niektórzy z nas w parku pracują bardzo długo i pamiętamy piękne zielone ścieżki, które fantastycznie wyglądały w krajobrazie, niemniej duża presja turystyczna wywołuje zmiany wręcz drastyczne – mówi Tomasz Winnicki, wicedyrektor BdPN. – Na Tarnicy doszło do poważnych zniszczeń i zmian w przyrodzie, które dotknęły cennych ekosystemów. My jako opiekun, instytucja zajmująca się ochroną tego miejsca, jesteśmy powołani do tego by taki proces degradacji przyrody zatrzymać. Turysta, który w górach się pojawia od czasu do czasu, nie wie w jakim tempie to następuje, my to mierzymy i monitorujemy.
Winnicki wspomina, że na początku lat 90-tych, kiedy nie było wytyczonych czytelnych szlaków, doszło do rozdeptania bieszczadzkiej przyrody. Szlaki wydeptane przez turystów pod Tarnicą, często rozcierały się na terenie trzydziestu metrów. Do tej pory przy szczycie widać dawno nie uczęszczane, a mimo tego nie zarośnięte ścieżki.
- Tam gdzie są obecnie schody, było kilka równoległych ścieżek szerokich nawet na 8 metrów. Wtedy też to się nie podobało, założone zostały więc barierki, a na ścieżki wprowadzało się wyprodukowana na dole darń, typową dla muraw alpejskich. W specjalnych paletach wnoszono ją na górę i wykładano. Niestety nie wszędzie udało się zregenerować przyrodę, ale udało nam się zawęzić ten szlak.