Rok zaczął się od medialnego linczu na leśnikach i myśliwych, których jak zwykle wrzucono do jednego worka, kiedy to w Bieszczadach na gorącym uczynku nakryto ludzi, którzy skłusowali wilka. No cóż, tłumaczyliśmy ile się tylko dało, że leśnicy zawsze i wszędzie przeciwdziałają kłusownictwu, a to wydarzenie było tylko godnym potępienia przypadkiem. Po dość spokojnej wiośnie, gdzie tradycyjnie grzmiałem przeciwko procederowi wypalania traw, zachęcałem do konsumpcji dziczyzny czy namawiałem do spacerów po lesie nadszedł pamiętny 1 kwietnia. To właśnie w prima aprilis udało nam się ocalić życie malutkiej niedźwiedzicy, którą później ochrzciliśmy imieniem Cisna. Setki telefonów, pism, wywiadów, próby jej adopcji, to wszystko ciągnie się za nami do tej pory, bo nie ma tygodnia, aby ktoś się o niedźwiadka nie zapytał. Cisna na szczęście ma się świetnie, jej wizerunek zdobi ubranka dla dzieci i jest niekwestionowaną królową zarówno ZOO w Poznaniu, jak i internetu. Początek lata to nasilenie się medialnej nagonki na leśników z Nadleśnictwa Bircza, którzy wraz z mieszkańcami i samorządem mają czelność nie zgadzania się z różnej maści „ekologami” z Panią Kingą Rusin na czele, w sprawie powołania Turnickiego Parku Narodowego. No cóż, moim skromnym zdaniem chyba bardziej znają potrzeby swojego środowiska miejscowi niż warszawscy celebryci. Potem przyszły wakacje, gdzie Bieszczady zapełniły się taką ilością turystów, jakiej najstarsi miejscowi nie pamiętają. Kolejki na szlakach, tłok w knajpach i brak miejsc noclegowych dla jednych były utrapieniem, inni zacierali ręce. Rykowisko upłynęło znów na protestach różnych organizacji pseudoekologicznych, dla których polowanie w tym (ale również w każdym innym czasie) jest nie do przyjęcia. Końcówka roku to akcje wycia dla wilków, protestów przeciwko odstrzałowi bobrów w Polsce i na podkarpaciu oraz ogólnopolska inwentaryzacja dzików. Pisząc ten felieton czytam w sieci o wielkiej szkodliwości uchwalonej ustawy o zwolnieniu gmin z obowiązku udzielania zezwoleń na wycinką drzew na prywatnych działkach. No cóż, każdy ma prawo do własnego zdania, mi osobiście się wydaje, że to dobrze, że na swojej działce mogę wyciąć jakiś krzak, bez konieczności czekania na wizytę specjalisty z gminy. No, ale przecież hasło o rozpoczęciu rzezi drzew jest takie medialne, że aż żal nie protestować. Uff, jak to dobrze że ten 2016 się już kończy. Oby przyszły rok był lepszy i spokojniejszy, czego sobie i Państwu życzę.
Darz Bór.
ukończył Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, na kierunku leśnictwo. Pracuje w Nadleśnictwie Cisna, na stanowisku specjalisty d.s. edukacji leśnej i promocji. Od kilku lat jest stałym felietonistą Gazety Bieszczadzkiej.