Myślę, że mogę sobie na to pozwolić, ponieważ miałem szczęście uczestniczyć w tej historii od samego początku. Przede wszystkim artykuł ukazuje tylko negatywne skutki uratowania Cisnej, a zdanie: „Może uśpiono nas po to, aby chronione zwierzę bez większego szumu przewieźć do ZOO i nie mieć większych problemów” jest tego najlepszym przykładem. Droga Pani Inko. Jak już wielokrotnie podkreślałem były tylko dwa wyjścia z sytuacji: albo zostawić zwierzę na pewną śmierć w przydrożnym rowie, albo pomóc mu przeżyć i mieć nadzieję, że znajdziemy matkę. Po przeszukaniu wielkiej połaci terenu, długotrwałych obserwacjach i braku jakiejkolwiek informacji o śladach niedźwiedzicy w okolicy było wiadomo, że Cisna będzie musiała żyć w niewoli. To, że leśnicy zrobili tak dużo, aby jednak zwrócić małą naturze świadczy o tym, że naprawdę im na tym zależało i nikt nie chciał się pozbywać „problemu”. Kolejną sprawą, z którą się nie zgadzam jest robienie z pana Krzysztofa Brossa specjalisty od dzikich zwierząt, który samotnie walczy o powrót niedźwiedzicy do natury, a złe urzędy tylko starają się mu przeszkodzić. Twierdzenie, że mieszkanie na odludziu oraz wypuszczenie na wolność przygarniętego lisa, kuny czy sarny (na marginesie – sarna nie jest drapieżnikiem) daje temu panu wiedzę i doświadczenie w obcowaniu ze zwierzyną, jak również prawo do swoistego eksperymentu z niedźwiedziem jest wg mnie mocno naciągane i ukierunkowane na zagranie na emocjach czytelników. Nie neguję dobrych intencji Pana Krzysztofa, ale dlaczego akurat On ma prawo do upominania się o złamanie przepisów (bo zakaz przetrzymywania zwierząt niebezpiecznych, a na dodatek chronionych jest jednoznaczny) i oddanie mu pod opiekę przedstawiciela jednego z najrzadszych drapieżników w Polsce? A dlaczego nie np. pani Marysia, która znalazła smutnego jeża i wypuściła go do lasu? Doświadczenia te są wg mnie bardzo podobne. Czy autorka artykułu zadała sobie pytanie, co by było, gdyby Cisna rzeczywiście trafiła do Sannej i po jakimś czasie padła np. w wyniku błędu w odżywianiu czy zdiagnozowaniu choroby? Winą pewnie obarczono by urząd, który wydał zgodę na taki scenariusz. A czy rozważona została sytuacja, w której odchowana, już potężna Cisna, rozbija ogrodzenie posesji i uciekając atakuje np. dziecko? Kto wtedy byłby winny? Mam wrażenie, że zarówno autorka artykułu, jak i jego bohater znad Soliny nie do końca rozumieją wagę problemu wychowywania tak groźnego i potężnego zwierzęcia, jakim za chwilę stanie się Cisna. Chciałbym jednocześnie podkreślić, że z niektórymi tezami zawartymi w tekście artykułu całkowicie się zgadzam. Nam, leśnikom z Cisnej, również bardzo nie podoba się wykorzystywanie niedźwiadki jako promocyjnej maskotki, mającej na celu wyciągnięcie jak największej ilości pieniędzy dla ZOO. Mnie osobiście serce się kraje, kiedy przypominam sobie, że starałem się jak najmniej pokazywać Cisnej swoją twarz podczas drogi do kliniki, żeby się nie przyzwyczaiła, bo miałem nadzieję na zachowanie jej dzikości. Teraz w Poznaniu Cisna ma grać w piłkę. Prawie jak w cyrku. Drugą sprawą, co do której zgadzam się z autorką artykułu, jest konieczność powstania na Podkarpaciu ośrodka, gdzie naprawdę przygotowani i wykształceni specjaliści będą umieli pomagać nie tylko niedźwiedziom, ale także wilkom czy rysiom. Populacje tych chronionych gatunków cały czas rosną i coraz częściej będzie dochodziło to takich sytuacji jak z Cisną. Wspaniale by było, abyśmy mieli odpowiednie możliwości i warunki, by im pomóc i pozwolić na powrót do lasu. Bo przecież to właśnie las jest jedynym miejscem, gdzie zwierzęta są naprawdę szczęśliwe.
ukończył Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, na kierunku leśnictwo. Pracuje w Nadleśnictwie Cisna, na stanowisku specjalisty d.s. edukacji leśnej i promocji. Od kilku lat jest stałym felietonistą Gazety Bieszczadzkiej.