Niecodzienne widowiska plenerowe mogli zobaczyć w pierwszym dniu Dni Ustrzyk Dolnych. To zasługa Teatru Formy PARRA, działającego przy Ustrzyckim Domu Kultury. Do rozmowy zaprosiłam pomysłodawczynię i reżysera Teatru, długoletniego współpracownika Ustrzyckiego Domu Kultury – aktorkę Grażynę Kaznowską oraz dyrektora UDK Wojciecha Szotta.
Lidia Tul-Chmielewska: - Grażynko, od początku, jakie były początki Teatru, jak to się zaczęło?
Grażyna Kaznowska: – No to od początku, w końcu to jest już dwadzieścia lat. Wszystko zaczęło się właściwie w 1997 roku. Wtedy to spotkała się grupa młodzieży, kiedy ówczesny dyrektor Ustrzyckiego Domu Kultury – Bogdan Augustyn, nalegał od dwóch lat wtedy, bym stworzyła grupę teatralną w UDK. Pracowałam wówczas w Orelcu, robiłam tam biesiady teatralne, miałam wspaniałą grupę osób zaangażowanych w Oreleckim Teatrze. Jednak po długich namowach i perswazjach Bogusia, zgodziłam się by zorganizować w Ustrzykach warsztaty teatralne. Wtedy zebrała się wspaniała grupa młodych dziewczyn – ówczesnych maturzystek – były to osoby tak energetyczne, tak pozytywnie nakręcone, które prosiły, że chcą tutaj stworzyć teatr – no i co mi pozostało? Trzeba było stworzyć teatr. Pierwszą premierę mieliśmy w 1998 roku i właśnie od premiery świętujemy nasze kolejne lata, i dziś właśnie XX lecie.
L.T-Ch.: - A skąd nazwa PARRA?
G.K.: - To nazwa wymyślona przez samych uczestników teatru. Gdy rozmawialiśmy początkowo o tworzeniu tego teatru – dziewczyny powiedziały wówczas – chcemy grać na całą PARĘ!!! A ktoś dodał – co tam para! My będziemy grać na całą PARRRRĘ!!! I stąd Teatr Formy PARRA!
L.T-Ch.:- Jakim spektaklem premierowym otwieraliście swój Teatr?
G.K.: - To był spektakl pod tytułem „Dlaczego?”. Moja fascynacja teatrem formy i teatrem plastycznym, poniekąd zaraziła skupioną przy mnie młodzież, tym rodzajem sztuki teatralnej. Kanwą tego spektaklu była samobójcza śmierć przyjaciółki. Poprzez spektakl staraliśmy się przekazać, że to nie jest droga do rozwiązania problemu młodego człowieka. Na dobrą sprawę, ten spektakl był w pewien sposób terapeutyczny dla tych młodych zszokowanych dziewczyn.
L.T-Ch.: - Czy spektakl, „Dlaczego?” zobaczyła większa widownia?
G.K.: - Tak, z tym spektaklem pojechaliśmy na Ogólnopolski Festiwal Teatralny do Elbląga, zdobyliśmy tam jakąś nagrodę. I tak właściwie wtedy na dobre się zaczęło. Co prawda, te dziewczyny z którymi wtedy zaczynałam teatr, bardzo szybko mi uciekły, jak wspominałam – wszystkie były maturzystkami. Poszły w świat. No, ale wtedy już wzięłam kolejną ekipę. I tak jest do dziś, że praktycznie co trzy, co cztery lata przychodzą nowi młodzi ludzie, którzy fascynują się tą formą sztuki.
L.T-Ch.: - Czy uczestnicy do was wracają po latach?
G.K.: - Właśnie, fenomen jest taki, że młodzież, która idzie w świat po szkole, całkowicie nas nie opuszcza. Wracają. Jesteśmy taką dużą, fajną, zżytą ze sobą rodziną. Czasem spotykamy się na tzw. sesjach nocnych teatralnych. Jest to z reguły czas poświąteczny, kiedy młodzi ludzie, będący w innych szkołach, przyjeżdżają do swoich domów. Spotykamy się wówczas, zamykamy się na trzy dni i dwie noce i budujemy spektakle. Są to przeżycia, wspaniały czas dla tych młodych pełnych entuzjazmu ludzi.
L.T-Ch.: - Jak powstają scenariusze do waszego Teatru?
G.K.: – Wszystkie scenariusze u nas są autorskie. Nie jesteśmy teatrem dramatycznym, gdzie korzysta się ze scenariuszy gotowych. Dźwignąć teatr dramatyczny może profesjonalny aktor. To naprawdę wielka sztuka i zbyt wielkie wyzwanie dla uczestnika teatru amatorskiego. Generalnie, co roku organizujemy tzw. PARROWE Wieczory Premierowe. Odbywa się to od właśnie dwudziestu lat, ale zawsze nazywamy to Święto Teatru i Sztuk Pokrewnych.
L.T-Ch.: - A teraz Grażynko, coś o sobie powiedz.
G.K.: – Tak się akurat składa, że w tym roku jakby XX lat Teatru PARRA, pokrywa się z trzydziestoletnim stażem mojej pracy artystycznej. Mieszkając wcześniej w Bydgoszczy, następnie w Krośnie, byłam dość aktywnym instruktorem harcerskim, byłam namiestnikiem zuchowym, uwielbiałam duże działania, organizowałam wojewódzkie imprezy zuchowe, harcerskie. Coś wspaniałego. Od tamtego czasu, ten teatr we mnie, jako młodej dziewczynie tkwił. Gdy przyjechałam w Bieszczady, rozpoczęłam pracę w Szkole Podstawowej w Orelcu, a tam skupiła się niesamowita ekipa nauczycieli – fascynatów poszczególnych dziedzin. I wtedy z mojej strony padła propozycja stworzenia teatru. Teatru uczniów i nauczycieli. I tak powstał teatr „TOM 90 Orelec”. Na samym początku, czyli w latach 1988-89 robiliśmy spektakle dla całej szkoły. To było wyzwanie. Dzieci na scenie było ok. 50, do tego nauczyciele. Zaczynaliśmy tradycyjnie – od Jasełek. Kolejny spektakl – to były napisane przeze mnie „Bieszczadzkie opowieści”. To był czas, kiedy z tym spektaklem jeździliśmy do 25 miejscowości. Ogromne scenariusze, scenografie, zaangażowanie rodziców, organizowanie transportu. Niesamowity czas, wiele, wiele dobrych wspomnień tamtego czasu. Ten teatr prowadziłam 10 lat. Wtedy organizowałam już tzw. „Bieszczadzkie Biesiady Teatralne” w Orelcu i w Bóbrce. Kamieniołom w Bóbrce był niesamowitą, naturalną sceną nocną. Przyjeżdżały tam ze swoimi spektaklami takie sławy jak Leszek Mądzik. Wiele wspaniałych ludzi świata poezji, muzyki, sztuki. Wtedy właśnie nawiązaliśmy kontakt z Bogdanem Augustynem, gdzie po 10 latach pracy przy Orelcu, podjęłam decyzję o współpracy z Ustrzyckim Domem Kultury i tak jest do dziś.
L.T-Ch.: - A jak oceniasz teraz współpracę z obecną młodzieżą? Są inne realia niż te sprzed dwudziestu lat przecież.
G.K.: - Raz na trzy-cztery lata organizuje tzw. castingi. Kiedyś tego nie robiłam, teraz jestem zmuszona warunkami ekonomicznymi. W castingu cała PARRA bierze udział w przesłuchaniu kandydata – wszyscy decydujemy, kogo przyjąć, kto nam się spodobał. I tak wspominam jedną z najfajniejszych rekomendacji naszego Teatru. Chłopak, który przychodziło nas do teatru, od jego matki dowiedziałam się, że jak kiedyś przystępował do tego castingu powiedział mamie tak „ ja bym się tam bardzo chciał dostać ,ponieważ w PARRze” jest prawdziwa elita młodzieży”. Takiej rekomendacji wzruszającej nigdy nie słyszałam, a zwłaszcza, że padła z ust młodego człowieka. Młodzież obecnie jest bardzo różna, czasem mocno się idzie pod górkę. Czasem bardzo się trzeba namęczyć, zanim młodzi ludzie nie stworzą sami pewnych wartości w sobie. Zanim młody człowiek nie zrozumie, że w zespole się rozwija, że zaczyna inaczej postrzegać pewne sprawy, czasem trzeba się mocno natrudzić. Nie wszyscy to wytrzymują, dają radę. Ale Ci, którzy zostają z nami - wiedzą, że warto było. Czasem trzeba było kogoś zawiesić w teatrze by dać mu do przemyślenia, czy tak naprawdę chce tego co robi. Bywają trudne momenty. Ale warto. I dla tych młodych ludzi i dla mnie.
L.T-Ch.: - Obecnie, jaka jest duża Twoja grupa teatralna?
G.K.: - Obecnie mam 14 osobową grupę młodzieży. A dorośli, to w zależności od projektu, od spektaklu. To jest różnie. Ci ludzie są porozsiewani po Polsce. Ale w momencie, kiedy coś robimy, to oni są z nami. Przez Teatr w ogóle przewinęło się 100 osób. W końcu PARRA to ludzie. Konkretni ludzie, twarze. W Ustrzyckim Domu Kultury jest właśnie wystawa „PARRA to ludzie”. Tam swoje zdjęcia ma setka osób, która przewinęła się w naszym Teatrze. Stworzyła się cudowna grupa z okazji tego Jubileuszu XX-lecia. Nie ukrywam, że w tym roku ja już tutaj tylko „sprzątam”. Mam wspaniałych ludzi, którzy zaangażowali się w to święto. Joanna Mach, prowadzący Irena i Przemek, Justyna. To ludzie, którzy weszli całym sobą w to wszystko. No moi kochani Mazurzaki – to ludzie z kolejnego mojego teatru, który prowadzę na Mazurach. Przyjechali tutaj do nas by nas wspomóc w Jubileuszu. Coś pięknego i wzruszającego. To jest teatr, działający przy Stowarzyszeniu Kobiet Mazurskich „Dziewczyny, znad Sapiny”, który nazywa się „ Sapina-Agrada”. Z PARRY wyrosły też duże indywidualności tak jak Dagny Cipora czy Susanna Jara, które to miały właśnie zaczepiony bakcyl z naszych wspólnych czasów teatralnych.
L.T-Ch.: - Jak sobie radzicie finansowo przy organizowaniu spektakli?
G.K.: - Jestem niepokorną osobą i piszę dużo projektów. To są projekty Narodowego Centrum Kultury, projekty wielu Fundacji. To daje szanse realizacji przedsięwzięć, udaje się czasem ściągnąć troszkę pieniędzy projektowo. Jednak podstawowym naszym miejscem jest Ustrzycki Dom Kultury. I muszę tutaj pochwalić dyrektora UDK – Wojtka Szotta, że nawet jak jest ciężko, zawsze udaje się znaleźć jakiś grosz by nas wesprzeć w przedsięwzięciu. A i ogromny ukłon tutaj w stronę władz miasta, które w tym roku, przy okazji naszego Jubileuszu – bardzo nas wspomogły, zaangażowaniem i wszelakim wsparciem. Trzy projekty są realizowane przez gminę Ustrzyki Dolne. I wieczorny spektakl, który sie odbędzie tutaj na Rynku – jest zrealizowany ze wsparciem Urzędu Miejskiego.
L.T-Ch.: - A teraz pytanie do dyrektora Ustrzyckiego Domu Kultury – Wojciecha Szotta. Jak sobie radzicie tutaj z taką energiczną grupą ludzi, tak aktywnie działającą? Przecież potrzebują form wsparcia, a są poniekąd chyba jedyną grupą tak aktywnie działającą tym regionie.
Wojciech Szott: - Mogę powiedzieć, że patrząc na korowód dzieci, który przeszedł naszym ulicami miasta, ile osób zostało w to zaangażowanych teraz i tutaj – to jestem po prostu zachwycony. Należy się tutaj pochwała dla wszystkich nauczycieli w szkołach, którzy tak przychylnie i z zaangażowaniem podeszli do naszego przedsięwzięcia. To jest właśnie przykład, że ten sposób wychowania, takie przedsięwzięcia, emanują w następstwie zaangażowaniem się w działania pozalekcyjne. Patrząc na to, co dziś tutaj się dzieje, powiem tylko, że jeszcze Ustrzyki Dolne nie miały takiego początku swojego święta Dni Ustrzyk Dolnych.
L.T-Ch.: - Patrząc na tę młodzież, czuje pan, że warto działać?
W.Sz.: - Tak. To widać, że każda tego rodzaju impreza, to zaszczepianie w młodych ludziach pewnego zaangażowania, zainteresowania. Co roku przenosi się to na ciągle nowe, większe grona chętnych młodych ludzi do wszelkich sekcji i kół zainteresowań przy UDK. Dla mnie to coraz większe wyzwanie pozyskiwania środków na te przedsięwzięcia, ale nadal powtarzam, że warto. Inwestujemy przecież w tych,którzy są poniekąd przyszłością naszego miasta. Młodzież coraz chętniej lgnie do kultury, coraz szersze grona młodzieży garnie się pod nasz dach UDK. To daje nam chęci do działania i chęć dalszego rozwoju.
L.T-Ch.: - Czy o wsparcie finansowe musicie non stop pukać do nowych drzwi?
W.Sz.: - Jak do tej pory mamy naprawdę przychylne spojrzenie od władz miejskich. Z każdym rokiem, budżet jednostki, na moją prośbę jest większy, ale to przynosi efekty, daje możliwość rozwoju. Wielkie podziękowania za przychylne spojrzenie na rozwój kultury w naszym mieście – zwłaszcza, gdy mówimy, że nasze miasta stają się coraz „starszymi”, że młodzież wyjeżdża, opuszcza region – pokazanie, że jest tutaj szansa dla młodych, że młodzi mają co tutaj robić, że można wrócić do Ustrzyk po ukończeniu szkół, bo miasto jest otwarte na chęć działania i rozwój. Słyszałem od ludzi, którzy po latach szkół, a nawet pracy w innym regionie Polski – wracają, jak ptaki do gniazda i mówią „ wróciłem, bo tutaj w Bieszczadach jest to COŚ, czego nigdzie indziej nie spotkałem”. Ponadto musze pochwalić swoich instruktorów, którzy sami zabiegają o pozyskiwanie środków finansowych i form wsparcia. Mam świetną grupę ludzi, z którymi się dobrze pracuje. Za to im bardzo, bardzo dziękuję. Z teatrem PARRA współpracuję już 11 lat - jest to wspaniały okres czasu i patrząc na to, co dziś tutaj na naszym rynku się dzieje – mogę powiedzieć, że warto było, że jestem szczęśliwy.