Jak wygląda restrukturyzacja ustrzyckiego szpitala, jakie oddziały w nim pozostaną po jej zakończeniu i co do tej pory udało się zrobić – wyjaśniał podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej starosta bieszczadzki Marek Andruch.
Podczas wrześniowej sesji Rady Miejskiej, o wsparcie ustrzyckiego szpitala, po raz kolejny, zaapelowała dyrektor SP ZOZ w Ustrzykach Dolnych Ewa Sudoł. Teraz, wraz z pracownikami, prosiła o 150 tys. zł na sfinansowanie aparatu do znieczulenia. Dyrektor tłumaczyła, że chociaż ustrzycki szpital znajduje się w złej sytuacji finansowej, to wciąż działa i chce się rozwijać. Radni miejscy nie odnieśli sie przychylnie do prośby, tym bardziej, że gmina kilkukrotnie wspierała już finansowo szpital. Przekonywali, że wciąż nie wiedzą jak w jakim położeniu znajduje się ta największa w powiecie placówka medyczna. Zaprosili więc na sesję starostę bieszczadzkiego, któremu podlega szpital, po to, by im wyjaśnił jak wygląda pozyskiwanie środków zewnętrznych, jak przebiega restrukturyzacja i dlaczego trwa tak długo.
Starosta bieszczadzki Marek Andruch, tłumaczył, że nie był na poprzedniej sesji, bo nie wiedział, że będą na niej poruszane sprawy szpitala, w związku z tym teraz wszystko wyjaśni, aby w przyszłości nie było już domysłów. Starosta zaznaczył też, że rzeczą oczywistą dla niego i wszystkich mieszkańców Bieszczad jest to, że na terenie powiatu bieszczadzkiego szpital powinien działać. - Jego funkcjonowanie wpływa na rozwój terenu. Proszę sobie wyobrazić funkcjonowanie zaplecza turystycznego bez szpitala - mówił starosta. Dodał też, że restrukturyzacja szpitala, jest niezwykle skomplikowanym przedsięwzięciem i praktycznie pierwszą modernizacją tak dużego zakładu na naszym terenie (nie licząc PPD Ustjanowa, która zakończyła się fiaskiem).
- Na terenie Podkarpacia sytuacja wszystkich SP ZOZ jest trudna i nawet w Lesku mają problemy – mówił starosta. Przypomniał też, że w naszym województwie zrobiono już dwie restrukturyzacje, jedna z nich, w Kolbuszowej zakończyła się niepowodzeniem. Tam mimo protestów mieszkańców doszło do likwidacji oddziału ginekologiczno-położniczego.
Starosta zaznaczał, że powiat nie może sobie pozwolić na to, by ustrzycki szpital działał w takich strukturach jak dotychczas. - Problemem naszego szpitala jest nie tylko to, że jest on niedoposażony i brakuje mu pieniędzy. To właśnie struktury w jakich funkcjonuje, generują to, że nie ma pieniędzy, nie możemy pozyskać nowych lekarzy i nie możemy go dosprzętowić – wyjaśniał starosta. - Nasz powiat podjął już raz próbę restrukturyzacji szpitala, ale ona sprowadziła się do zbicia straty finansowej. Część ludzi odeszło, każdy z personelu musiał się opodatkować, ale struktury które generowały stratę pozostały. Kiedy zaczynałem być starostą, już byliśmy w momencie, w którym szpital przynosił straty rzędu 400 tys. zł, bo te struktury nie mogły inaczej funkcjonować. Samo restrukturyzowanie poprzez zwalnianie ludzi i obniżanie poborów, jest to jeden z elementów, a zostawienie tego, doprowadziło do takiej sytuacji jaką mamy dziś. Na pewno musimy podejmować gruntowne zmiany w szpitalu, które nie polegają tylko na tym, że musimy wziąć pieniądze z czegoś i przeznaczyć na coś innego, czy wyrzucić kilku ludzi.
Starosta dodał też, że według niego są dobre czasy dla restrukturyzacji i złe czasy. Dobrym czasem niewątpliwie były lata od 2008 do 2014, bo wtedy była stabilna sytuacja prawna. - Rządził jeden rząd, nie mówię czy dobrze czy źle, był spójny system prawny, było wiadomo do czego zmierzamy, a na restrukturyzację były dodatkowe pieniądze przeznaczane z budżetu. Natomiast ten okres naszego funkcjonowania to okres szaleńczy. Były wybory, zmieniała się władza, która miała zupełnie inne zapowiedzi. Stwierdziła, że ten wcześniejszy kierunek jest zły. Była mowa o sieciach szpitali, o tym, że komercjalizacja jest nie do zaakceptowania. Nasz program, który zakładał włączenie ustrzyckiego szpitala do sieci szpitali „Nowy szpital”, był szansą. Niestety zmieniła się władza, rząd, wytyczne i nie mogliśmy w tym zafunkcjonować – wyjaśniał starosta.
Marek Andruch dodał, że nowela o sieci szpitali, która zawierała wytyczne jaki sprzęt czy oddziały powinien posiadać szpital, by zostać do niej włączony, przyszła do starostwa dopiero w marcu tego roku. - Sieć szpitali weszła w życie 1 października, a do tego czasu nie wolno było szpitala tknąć. Był wyznaczony ryczałt dla szpitali. Jeżeli byśmy w tym czasie restrukturyzowali jakiś oddział, nie dostalibyśmy na niego pieniędzy. Jeżeli byśmy tknęli oddziały zabiegowe, to nie dostalibyśmy pieniędzy w ryczałcie na oddział chirurgiczny i położniczo-ginekologiczny. Budżet szpitala byłby przepołowiony i zostalibyśmy z połową budżetu – tłumaczył. - Natomiast dzisiaj sytuacja wygląda tak, że dostaliśmy pełny budżet i możemy restrukturyzować. Mamy kilkanaście milionów złotych i możemy część tych pieniędzy przerzucić na to co chcemy zrobić. I to wyjaśnia dlaczego kluczowe decyzje odnośnie szpitala nie były podejmowane do 1 października.
Co zostało zrobione
- Program naprawczy, zaczęliśmy opracowywać w listopadzie ubiegłego roku i w marcu tego roku mieliśmy jego pierwsze założenia. To była część diagnostyczna, która pokazywała, co w szpitalu funkcjonuje, jakie rzeczy są wykonywane, jakie są potrzeby i co generuje największe straty. Natomiast program pewnych propozycji został opracowany do czerwca tego roku, przez kompetentną jednostkę. Z góry założyliśmy, że nie godzimy się na to, by ten szpital był dwuoddziałowy czyli aby zostały w nim tylko odziały zachowawcze. Warunek był taki, że instytucja, opracowując program, musiała pokazać, jak w tym szpitalu mają funkcjonować oddziały zabiegowe i tak go przygotowali – opisywał starosta. - Pod program naprawczy, przygotowywany jest program modernizacyjny. Przygotowywany jest on od kwietnia i do końca listopada powinien być gotowy.
Starosta wytłumaczył też dlaczego cały proces jest tak bardzo rozciągnięty w czasie. - Okazało się, że do tej pory nie była zrobiona zwyczajna, prosta inwentaryzacja szpitala. Jak sięgnęliśmy do dokumentów, to okazało, że nijak się mają do rzeczywistości. W planie nie było pięter szpitala, ściany stały w inny sposób, nie były wprowadzone żadne zmiany po 70 latach. Prosta inwentaryzacja zajęła nam dwa miesiące. Kolejna sprawa to kwestie zagrożeń przeciwpożarowych - kolejne dwa miesiące pracy. Dopiero na tej bazie mogliśmy przygotować program restrukturyzacji szpitala. „Papierologia” zabrała nam rok czasu i 250 tys., dopiero na tym wszystkim trzeba zrobić normalne projekty techniczne.
Starosta wyjaśnił też radnym, dlaczego szpital nie skorzystał z oferty RPO - chodzi tu o 10 mln zł., które dostały inne szpitale, a nie dostał ustrzycki szpital. - Można było dostać te pieniądze, ale w warunkach dostępu zaznaczono, że szpital w swojej strukturze musi mieć oddział intensywnej terapii lub ma go zrobić do przyszłego roku. Dla nas to oznaczało, że musielibyśmy zrobić oddział, którego nigdy nie było i nie jest potrzebny, bo generowałby kolejne straty. Koszty tego 250 m/kw oddziału to infrastruktura - 2 mln, sprzęt 5 mln, na uruchomienie potrzeba byłoby ok 7 mln zł, do tego trzech anestezjologów, nie ma na rynku i robienie czegoś takiego, to byłoby szaleństwo i nieodpowiedzialność. Dlatego nie aplikowaliśmy do RPO.
(Więcej w GB 22)