Uwaga na niedźwiedzie! - apelują bieszczadzkie nadleśnictwa, które tabliczki z taką informacją ustawiają w całych Bieszczadach. Pamiętajmy, że spotkanie z bieszczadzkim misiem grodzi uszkodzeniem ciała, a odszkodowania tak łatwo nie dostaniemy. Czy jesteśmy bezpieczni? – Ważny jest zdrowy rozsądek – przekonuje rzecznik RDOŚ Łukasz Lis.
„Uwaga niedźwiedź” - takie informacje w Bieszczadach można spotkać praktycznie wszędzie – na przystanku, na drzwiach ośrodka zdrowia, w sklepie i przy wjeździe na stokówkę. Informacje o tym, że niedźwiedzie były widziane w okolicach bieszczadzkich wsi, publikujemy od zimy. Wzrostem ich aktywności niepokoją się już nie tylko turyści, ale i mieszkańcy, którzy powinni „przywyknąć” do takich spotkań. Czy niedźwiedzi w Bieszczadach jest więcej? Czy jesteśmy bezpieczni? Do kogo można udać się po odszkodowanie w razie bliższego kontaktu z misiem?
Rodzą się niedźwiedzie trojaczki
Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Rzeszowie twierdzi, że „populacja niedźwiedzi w województwie podkarpackim utrzymuje się na zbliżonym poziomie, ok. 100 osobników (a według danych Lasów Państwowych ok. 200).” - Najczęściej do spotkań z niedźwiedziami dochodzi wczesną wiosną, kiedy to niedźwiedzie stają się aktywne po śnie zimowym. Później do takich spotkań dochodzi rzadziej, przy czym koreluje to z zagęszczeniem niedźwiedzi w poszczególnych miejscach – informuje Łukasz Lis, rzecznik RDOŚ w Rzeszowie. - Nie powinien bynajmniej dziwić fakt spotkania ze zwierzęciem w regionie gdzie ono występuje. O ile na północy województwa trudno o takie spotkanie, to na południu nie są to odosobnione przypadki.
Łukasz Lis dodaje, że województwie podkarpackim nie mamy jeszcze problemów ze synantropizowanymi niedźwiedziami, które nie boją się ludzi i dla bezpieczeństwa ludzi i samych niedźwiedzi lepiej nie zmieniać tego stanu rzeczy.
Ale ostatnio co raz częściej do naszej redakcji dochodzą informacje, że misie były widziane w okolicach Leska, Przemyśla czy Brzozowa. Możliwe, że niedźwiedzie mają dość co raz większego natężenia ruchu turystycznego i idą w głąb województwa. Rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie Edward Marszałek potwierdza, że zaczęła się migracja bieszczadzkich niedźwiedzi. - Liczba niedźwiedzi rośnie, obecnie jest ich około 200, rośnie też areał po którym się poruszają. 20-30 lat temu, w Lesku, nikomu by nie przyszło do głowy, że niedźwiedzie mogą krążyć w okolicach miasta. Niedźwiedzie były widziane też za Krasiczynem, za lewą stroną Sanu, to kolejny znak czasu – mówi rzecznik. - Zauważamy, że zwiększa się też dzietność niedźwiedzi. Obecnie niedźwiedzice rodzą już nie tylko bliźniaki, ale nawet trojaczki.
Nie zbaczajmy ze szlaków!
Rzecznik Lasów Państwowych w Krośnie dodaje, że bieszczadzkie Nadleśnictwa reagują na zwiększoną aktywność niedźwiedzi, które na bieszczadzkie drogi wychodzą już nawet w biały dzień. - Stąd tablice ostrzegawcze, bo musimy pamiętać, że wchodząc w ostoję niedźwiedzia po prostu się narażamy – mówi Edward Marszałek. Rzecznik uspokaja jednak, że niedźwiedź nie jest typem towarzyskim i na widok człowieka zazwyczaj ucieka. - Pamiętajmy jednak, że on czasem reaguje odruchem i jeśli go zaskoczymy, to może dojść do zranienia lub śmierci. Stąd tablice, które mają przypominać o tym, że podczas spacerów mniej uczęszczanym szlakiem możemy się na niego natknąć.
Słowa rzecznik RDLP w Krośnie potwierdza rzecznik RDOŚ. - Ważny jest rozsądek. Zwierze kieruje się instynktem, my działamy świadomie i możemy przewidzieć skutki naszych działań. Niedźwiedź jest dużym silnym drapieżnikiem, który pomimo łagodnego wyglądu, może być dla człowieka bardzo niebezpieczny. Pod żadnym pozorem nie należy zbaczać ze szlaków turystycznych (a jeżeli idziemy mało uczęszczanym szlakiem, idźmy głośniej niż zazwyczaj, tak aby niedźwiedź nas usłyszał) czy zostawiać pokarmu. Pod żadnym pozorem nie należy szukać kontaktu z niedźwiedziem - nie zbliżać się, nie próbować robić zdjęć czy filmować – mówi stanowczo Łukasz Lis.
Czy boimy się niedźwiedzi – czy one nas się boją?
Dla mieszkańców Bieszczad, którzy na co dzień spotykają niedźwiedzie, ich obecność powinna być „normą”. Ludzie nie szukają sensacji i nie robią sobie z nimi „selfie”. Czują respekt, bo wiedzą co potrafią niedźwiedzie szpony, które wylądowały już na niejednej głowie „poszukiwacza rogów”. Pamiętają też sprawę z Olszanicy, gdzie biegli ustalili, iż mieszkaniec wsi zginął od ran zadanych przez niedźwiedzia. Jednak wydaje się, że ostatnio informacje o aktywności „brunatników” w Bieszczadach się nasiliły. Informacje o niedźwiedziach „segregujących” kosze na śmieci dochodzą do nas ostatnio z Dwernika czy Polany. Młody Ursus arctos przebiegł przez podwórko w Zatwarnicy, w Stuposianach zaglądał mieszkańcom do okien, a turyści z Sanoka wspominali o misiu, który biegł przez Czarną, drogą krajową na Ustrzyki Górne.
Rzecznik RDLP w Krośnie mówi, że niedźwiedzie przestały bać się ludzi. - Czują, że z naszej strony nic im nie grozi i zapisały to w swoim instynkcie.
Zabierajmy śmieci!
Jak mówią leśnicy, misie kojarzą nas z jedzeniem. Zapach człowieka, kojarzy im się po prostu z darmową wyżerką, jak bohaterowi kreskówki Misiowi Yogiemu z fikcyjnego parku Jellystone. Jednak nie możemy raczej liczyć na to, że nasz „brunatnik” ze śpiewem na ustach porwie nam koszyczek. Pamiętajmy, że spotkanie z niedźwiedziem, nie jest „egzotyczną przygodą” - można mu dać jabłuszko, zrobić mu zdjęcie czy kopnąć w nos.
(Cały tekst w GB 15)