W mediach, m.in. na portalu internetowym Gazety Bieszczadzkiej ukazał się artykuł, w którym została zawarta informacja, że były gospodarz Chatki Puchatka ma żal do dyrekcji Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Jak jest naprawdę?
Redakcja Gazety Bieszczadzkiej została zaproszona na spotkanie wicedyrektora BdPN Tomasza Winnickiego i Lutka Pińczuka, podczas którego wyjaśnili sobie wszystkie wątpliwości. Spotkaliśmy się w Lutowiskach, a obaj panowie przywitali się nadzwyczaj serdecznie i całe spotkanie upłynęło w miłej atmosferze.
Okazuje się, że słowa przypisane Lutkowi Pińczukowi „…musiał zejść z połoniny, bo warunki które proponował Bieszczadzki Park Narodowy były dla niego nie do przejścia” nie znalazły potwierdzenia. Odwrotnie - Lutek Pińczuk przyznał, że warunki jakie uzyskał w Parku były korzystniejsze od poprzednich i umowa nie była problemem.
Wszystko przez brak kontaktu
Lutek Pińczuk przyznaje, że na początku, kiedy było już wiadomo, że Bieszczadzki Park Narodowy przejął schronisko na Połoninie Wetlińskiej od Spółki Schroniska Górskie i Hotele PTTK, dużo rozmawiał z dyrektorem Winnickim o tym, jak w przyszłości ma wyglądać ich współpraca. - Wiedzieliśmy, że z Chatką trzeba coś zrobić, bo w takich warunkach jak do tej pory, funkcjonować nie może. Wiedzieliśmy, że ludzi wciąż przybywa, ciężko się pomieścić i przyjąć ich w godnych warunkach. Niestety później kontakt się nam urwał – opowiada Ludwik Pińczuk. - Usłyszałem, że schronisko ma być zmniejszone i to mnie przystopowało, zeszła ze mnie energia.
Lutek nie wypiera się tego co powiedział na spotkaniu w Polańczyku. - To było bardzo miłe spotkanie i rzeczywiście powiedziałem do mikrofonu, że mam żal do Parku, ale nie przypuszczałem, że zostanie to wykorzystane publicznie – mówi. - Z Parkiem, nie było żadnego konfliktu, tylko to wszystko szło za wolno, a ja słaby jestem i nie mam na co czekać. No i wyszła niejasność, bo nic do końca nie wytłumaczyłem.
Wicedyrektor BdPN przyznaje, że w rozmowach, które przeprowadził wcześniej z Lutkiem nie było konkretów. - Pan Lutek w schronisku był od 1962 roku. Schronisko w obecnym kształcie jest efektem jego ciężkiej pracy – mówi dyrektor. - Kiedy Park odzyskał schronisko od Spółki PTTK, był lipiec w 2015 roku. Nie chcieliśmy zmian w środku sezonu dlatego w umowie z Parkiem zachowano wcześniejsze warunki. Na przełomie 2015 i 2016 roku został przeprowadzony przetarg. Pan Lutek Pinczuk uzyskał warunki korzystniejsze niż wcześniej.
Lutek Pińczuk potwierdza, że warunki jakie uzyskał w Parku były rzeczywiście korzystniejsze. - Umowa nie była problemem, niestety jakoś nie mogliśmy się skontaktować i wszystko stało w miejscu, a ja chciałem działać – mówił.
BdPN zorganizował w Ustrzykach Dolnych w muzeum spotkanie z Sanepidem, z udziałem Lutka Pińczuka. Uzgodniono zasady i obowiązki sanitarne jakie mają funkcjonować w schronisku. – Czy rzeczywiście z perspektywy lat, które pan Lutek spędził na Połoninie nasze działania mogły trwać zbyt długo? - zastanawia się dyrektor Winnicki. - Przygotowanie nowej koncepcji nie było proste: opracowanie programu i formuły prawnej działania, wykonanie inwentaryzacji budowlanej i podkładu geodezyjnego do projektowania, aż wreszcie opracowanie koncepcji architektonicznej gruntownej przebudowy schroniska zajęło 2016 rok. Równocześnie rozpoznawano potencjalne możliwości sfinansowania przedsięwzięcia – wyjaśnia dyrektor Winnicki.
Dyrektor dodaje, że czasem zaglądał na Wetlińską, lecz wciąż się rozmijał z Lutkiem. - Rozmawiałem natomiast z panią Dorotą, która mówiła, że pan Lutek ze względu na stan zdrowia już rzadziej jest na górze. Czasem dowoził towar. Widywałem te akrobatyczne jazdy gazikiem, gdy wieczorem, po pracy w terenie, wracałem z Połoniny. Proszę mi uwierzyć, to była naprawdę ciężka i ryzykowna praca i nie wiem czy dziś ktoś by temu podołał.
- W umowie z Parkiem był punkt, że jak dzierżawca zgłosi chęć przedłużenia umowy, to ją przedłużymy i bylibyśmy bardzo zadowoleni gdyby tak się stało. Park miedzy innymi chroni niedźwiedzie, a pan Lutek był dla nas bieszczadzkim niedźwiedziem numer jeden - zażartował dyrektor Winnicki.
Dyrektor przyznaje, że po rozmowach z panią Dorota wiedział, że Lutek Pińczuk, który ma obecnie 78 lat i ma problemy ze zdrowiem, zamierza zakończyć pracę w schronisku. - Pani Dorota bardzo się o niego martwiła, a sama się też nie oszczędzała. To wyjątkowo pracowici, dzielni ludzie. W końcu udało mi się skontaktować z panem Lutkiem, który potwierdził, że schodzi z Połoniny i na swoje miejsce rekomenduje pana Julka, który obecnie zajmuje się schroniskiem. Nie ukrywam, że dla nas korzystniej byłoby jakby pan Pińczuk nadal był na Połoninie, ale nie śmiałem go do tego namawiać – dodawał dyrektor.
Co dalej ze schroniskiem?
O tym jak ma wyglądać przyszłość Chatki Puchatka, Lutek Pińczuk szczegółowo dowiedział się dopiero podczas tej rozmowy. Dyrektor wyjaśnił, że o wyglądzie i zasadach funkcjonowania schroniska rozmawiał już z goprowcami, którzy, tak jak do tej pory będą tam mieli swoje pomieszczenie.
- Podkreślam, że Chatka Puchatka nadal będzie służyć turystyce, a zakres i charakter usług wyznaczy nam bilans energii i wody, bo te dwie rzeczy są na Połoninie limitowane. Dlatego między innymi nie godziliśmy się na propozycje Spółki PTTK, która chciała tam podciągnąć prąd, a pozyskując wodę osuszyć teren, gdzie w otoczeniu źródełek występują cenne wschodniokarpackie ziołorośla z pełnikiem alpejskim. Nie chcieliśmy pensjonatu na szczycie góry w parku narodowym, zależy nam na utrzymaniu tradycyjnego górskiego schroniska - podkreśla dyrektor Winnicki.
BdPN na Połoninie chce działać tak, by nie zaburzyć unikatowego ekosystemu. - Wykorzystamy ten schemat funkcji, który pan Lutek wypraktykował przez lata, nie będzie prądu i nie będzie przepompowni. Zrobimy małą studnię z wodą do picia i drugie miejsce, w którym będzie gromadzona woda techniczna.
Nowy projekt Chatki nawiązuje swoim wyglądem i układem przestrzennym do dzisiejszego schroniska. - Będzie to budynek troszkę większy od obecnego. W środku znajdzie się malutkie pomieszczenie dla pracownika Parku opiekującego się schroniskiem i pomieszczenie dla goprowców. Znacznie zwiększy się sala kawiarni i herbaciarni dla turystów, z wyjściem na rozległy taras. Wykorzystamy każdy kamień, który pan Lutek wydarł własnymi rękami z Połoniny, ale niestety będziemy musieli zburzyć to, co dobudował tam etapami, z gorszych materiałów, a co wynikało z bieżących potrzeb. Powstaną ściany z grubych bali. Budynek musi być energooszczędny, odporny na silne wiatry i oblodzenia, a w części gospodarczej od północy musi zmieścić się 30 kubików drewna na opał – mówi dyrektor.
Dyrektor Winnicki dodaje, że architekt, który zaprojektował nową Chatkę Puchatka stwierdził, że w pewnym stopniu wzorował się na układzie funkcjonalnym wypracowanym przez Lutka Pińczuka.
- Dla nas ważną rzeczą jest to, by nie zabijać charakteru tego miejsca, ale trzeba jednak usunąć w całości stare materiały z których powstało schronisko. Na ich miejsce wstawimy bale o godnych przekrojach – wyjaśnia dyrektor Winnicki. - Patrząc z Połoniny Caryńskiej będziemy widzieć Chatkę Puchatkę z dawnych lat, z bliska nowy materiał i solidna budowlę, stworzoną na bazie tradycyjnych technologii. W środku, każdy będzie się czuć jak w starej Chatce – zapewnia.
Ekologiczny sanitariat i baterie fotowoltaniczne
Zaplanowano, że we wnętrzu kawiarnio-herbaciarni będą solidne stoły i ławy, jak w starym schronisku – na których w razie potrzeby zbłąkany wędrowiec będzie mógł się przespać do rana i ruszyć dalej w drogę. Salkę doświetlą góralskie okna dzielone i przeszklone drzwi na taras. Obok Chatki, poniżej będą wyrównane powierzchnie, na których będą ustawione ławostoły, na których osoby, które nie zechcą skorzystać z kawiarni, będą mogły zjeść kanapki i wypić herbatkę z termosu.
- Stary ale odnowiony sanitariat za granią będzie służył do momentu wybudowania nowego obiektu od wschodniej strony schroniska, a w pomieszczeniu obok będzie mały garaż na quada lub skuter śnieżny zimą. Na połaci dachowej od południowej strony, zamontowane zostaną też baterie fotowoltaniczne , a dodatkowym źródłem energii będzie agregat prądotwórczy – wyjaśnia dyrektor. - W specjalnych zbiornikach będziemy też gromadzić wodę z powierzchni dachowych, która wykorzystywana będzie w sanitariatach. Będą też zainstalowane kabiny sanitarne działające bez wody. Organiczne frakcje będą przetwarzane przez specjalne dżdżownice, sorbent zwiąże frakcje płynne, a dezynfekcja sedesu i rąk odbywać się będzie z pomocą ręczników bibułowych i specjalnego płynu neutralnego dla dżdżownic. Takie dwa sanitariaty w naszym Parku funkcjonują w nieco niższych położeniach.
Lutek Pińczuk z uwaga przysłuchiwał się wyjaśnieniom dyrektora Winnickiego i w większości propozycje podobały mu się. - Dla mnie jednak będzie w środku za mało miejsca, w sezonie odwiedzało nas ponad tysiąc turystów dziennie. Boję się, że się nie pomieszczą – zastanawiał się były wieloletni gospodarz Chatki.
Przede wszystkim edukacja
Obecnie Bieszczadzki Park Narodowy szuka pieniędzy na sfinansowanie tej inwestycji, jedną z opcji jest Regionalny Program Operacyjny. – Nikt nam jednak nie da pieniędzy na schronisko turystyczne, natomiast możemy dostać na obiekt ekologiczno-edukacyjny, bo rolą Parku jest chronić przyrodę również przed żywiołową presją turystyczną – wyjaśnia dyrektor Winnicki.
Dyrektor dodaje, że teren wokół schroniska jest obecnie bardzo mocno zniszczony. Będzie on poddany rekultywacji, a wokół schroniska powstanie alpinarium z gatunkami wysokogórskimi i wschodniokarpackimi. Wśród roślin zostaną utworzone i wyprofilowane ścieżki, które będą ułatwiać obserwacje i poznawanie roślin. - Oj to będzie problem, próbowałem latami upilnować turystów – skomentował z uśmiechem propozycję Parku Lutek. - Ale pomysł mi się bardzo podoba.
Park ma również plan by Lutek Pińczuk został „wciągnięty” w program edukacyjny schroniska. - On najlepiej zna specyfikę tego miejsca. Liczymy, że będzie z nami współpracował nie tylko w kwestii przebudowy schroniska, ale też edukacji turystycznej dzieci i młodzieży – dodaje na koniec dyrektor Winnicki.
Co z tymi rangersami?
Od pewnego czasu w Bieszczadach „chodzą też słuchy”, że Park w Chatce miał utworzyć bazę dla rangersów. Na tę informację dyrektor Winnicki prawie wybuchnął śmiechem. - Zakładamy Stowarzyszenie Strażników Gór, przy współpracy z Magurskim Parkiem Narodowym. Ma mieć ono charakter edukacyjny. Chcemy edukować dzieci w metodzie skautingu. Będą chodzić po górach, zbierać śmieci, poznawać przyrodę i nabierać do niej szacunku. Chcemy je stworzyć na bazie wzorców i metod od wielu lat praktykowanych w Parku Narodowym Bawarski Las, z którym współpracujemy. Niedawno odbyło się szkolenie naszych pracowników z udziałem szefa rangersów Parku z Bawarii - rangers czyli strażnik parku, objaśniał nam zasady działania tej służby w Bawarii. Tak się właśnie rodzą plotki – dodał na koniec dyrektor.
Jak Lutek Pińczuk zapatruje się na propozycje Bieszczadzkiego Parku Narodowego? - Bardzo i się podobają, idą w dobrym kierunku. Będę teraz cały czas w kontakcie z Parkiem i będziemy współpracować. Ale teraz wybieram się na emeryturę, może trochę trochę posprzątam wokół domu, tylko najpierw pojadę na narty – dodał z uśmiechem.