Ratownicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego podsumowali sezon 2017. Z roku na rok ilość interwencji wzrasta.
Od 15 czerwca do końca września ratownicy Bieszczadzkiego WOPR działają na Zalewie Solińskim całodobowo. W tym roku było 105 wypłynięć i te statystyki nieznacznie różnią się od ubiegłego roku, bo wtedy było ich 120. Należy jednak zauważyć, że liczba akcji ratunkowych w ubiegłych latach była mniejsza i z roku na rok ciągle wzrasta.
- W tym roku lipiec był bardzo słaby, jeśli chodzi o wypoczynek nad wodą. Wszystkie agroturystyki były zajęte, ale ludzi nad wodą nie było, ponieważ pogoda po prostu nie sprzyjała kąpielom. Patrząc jednak na wcześniejsze lata, to niestety tych wypłynięć jest coraz więcej ze względu na to, że w Bieszczadach jest coraz więcej ludzi – mówi Grzegorz Ostrówka, koordynator działań Bieszczadzkiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Teraz mamy do dyspozycji załogę karetki wodnej, więc ona trochę nas odciąża, a my w sezonie odciążamy ją. Współpracujemy również z policją wodną, która stacjonuje zaraz koło nas i z płetwonurkami ze straży pożarnej PSP z całego Podkarpacia - dodaje ratownik.
Jak się okazuje najczęstszą przyczyną wypadków nad wodą, nadal na pierwszym miejscu jest alkohol. Bardzo często zdarza się jednak, że turyści korzystają ze sprzętów pływających, nie używając przy tym kapoków. - Ludzie nie zakładają kapoków i w dodatku nie potrafią pływać. To moim zdaniem bardzo nieodpowiedzialne – mówi ratownik i dodaje, że na każdej przystani wodnej gdzie jest wypożyczany sprzęt pływający, jest obowiązek wydania również i kapoków. Jednak to, czy osoba korzystająca z łódki lub kajaka taki środek asekuracyjny założy, to zależy już tylko od niej.
Ratownik wspomina przypadek sprzed kilku lat, kiedy w Zalewie Solińskim utonął mężczyzna chory na padaczkę. - Dobrze wiedział o tym, czym to grozi, niestety pływał w kajaku bez kapoku i wypadł na głębokość ok. 30m. To jest też przestroga dla innych - jeżeli wiemy, że poważnie chorujemy, to przede wszystkim nie wybierajmy kajaku, który jest wywrotny, ale np. wiosłówkę lub rowerek wodny, bo wtedy jest dużo większe prawdopodobieństwo, że podczas ataku choroby nie wypadniemy do wody. A druga sprawa, to przede wszystkim mieć na sobie kapok – dodaje Grzegorz Ostrówka.
Rozum i prognoza pogody przede wszystkim!
- Zawsze jak ktoś pyta, co trzeba wziąć i o czym pamiętać wybierając się na wodę, odpowiadam - pamiętajmy o tym, żeby wziąć głowę. A tak zupełnie na poważnie przede wszystkim trzeba pamiętać, żeby sprawdzić prognozę pogody. Można przyjść do nas. Mamy 4 bazy: w Polańczyku, w Solinie, w Teleśnicy i w Chrewcie. Można przyjść i popytać ratowników co się dzisiaj może wydarzyć. Teraz w dobie internetu mamy naprawdę dużo prognoz pogody radarowych i sami też możemy sprawdzić co się będzie działo – mówi Grzegorz.
W tym roku na Zalewie Solińskim na szczęście nie utonęła żadna osoba. Pomocy ratowników potrzebowało natomiast 180 osób, ale tylko 9 dzieci. Czy świadomość najmłodszych odnośnie zagrożeń jest lepsza niż u osób dorosłych?
- Myślę, że dużo działa profilaktyka, którą prowadzi WOPR w całej Polsce, policja czy inne jednostki. W naszej bazie prowadzimy szkolenia dla dzieci ze szkół, czy kolonistów. W tym roku mieliśmy ponad 40 grup kolonijnych. Podczas tych zajęć, najmłodsi poznają zasady bezpieczeństwa, zasady wzywania pomocy, czy też działania ratownicze i co mogą zrobić, jako świadkowie – opowiada ratownik i dodaje, że dzieci mają również okazję zapoznać się ze sprzętem ratowniczym w wodzie, jeśli tylko warunki sprzyjają takiej zabawie. - Próbujemy ich nakierować na to, żeby pomagali gdy ktoś potrzebuje pomocy. Oczywiście odradzamy wchodzenia do wody, jeżeli widzimy, że ktoś tonie – dodaje koordynator BWOPR.
Pamiętajmy, że każda akcja niesie ze sobą zagrożenie nie tylko dla osób poszkodowanych, ale też i dla ratowników. Na wodzie wszystko się może zdarzyć. - Bardzo często zdarza się tak, że podchodzimy kilka razy, żeby podjąć tonącego. Jest panika, strach i po prostu walka o życie - mówi ratownik. - Najbardziej skomplikowane akcje, to akcje nocne i we mgle, bo niosą z sobą duże ryzyko, ze względu na ograniczoną widoczność. Czasem zdarza się, że nawet wędkarze, którzy widząc, że płynie motorówka nie zaświecą światła i nie zasygnalizują swojej obecności.
Ratownik wspomina tez ostatnią akcję na Zalewie Solińskim o której pisaliśmy w Gazecie Bieszczadzkiej. Z pontonów pływających po jeziorze trzeba było ewakuować 32 osoby w wieku od 17 do 18 lat. - To była jedna z trudniejszych akcji, ponieważ była to duża grupa osób, wielka fala, wiatr uniemożliwiał wykonywanie jakichkolwiek manewrów. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze -dodaje ratownik.