Bandrów Narodowy, to chyba jedna z ostatnich wsi w Bieszczadach, w której znajduje się kilkanaście gospodarstw rolnych. - To prawda, ludzie w większości otrzymują się u nas z rolnictwa i chociaż łatwo nie jest, to inwestują w nowe obory i w sprzęt. Zależy nam by tak zostało, bo to w większości ludzie młodzi, którzy chcą tu pracować, a nie za granicę jechać - mówi sołtys Bandrowa Narodowego Jarosław Kusznirski.
Bandrów Narodowy leży zaraz przy granicy Polski z Ukrainą, tylko 10 km od Ustrzyk Dolnych. Przez wioskę przepływają dwie rzeczki - Królówka i Jasienik. Wieś ma bardzo bogatą historię, bo kiedyś mieszkało w niej kilka narodowości: Polacy, Rusini, Ukraińcy i Niemcy. Aby upamiętnić dawnych kolonistów niemieckich, Bieszczadzkie Centrum Turystyki i Promocji utworzyło idący od Ustrzyk Dolnych m.in. do Bandrowa Szlak Kolonizacji Józefińskiej. W Bandrowie Narodowym znajduje się również jeden z najstarszych na świecie ośrodków górnictwa naftowego, leżący na Szlaku Naftowym. Bandrów Narodowy „przeżył” też zmianę granic i do Polski wrócił całkowicie wyludniony, a obecnie graniczy z Ukrainą, i jak mówi sołtys Jarosław Kusznirski - z drogi powiatowej, która przechodzi przez wieś widać słupki graniczne. - Latem łąki są zarośnięte, ale na wiosnę dobrze je widać, bo to w prostej linii tylko 900 m do granicy.
Prawie 100 km polnych dróg
Sołectwo Bandrów położone jest w niecce, pomiędzy górami i łąkami, a ciekawostką jest to, że posiada prawie 100 km polnych dróg dojazdowych. - To najwięcej w gminie, a niektóre odcinki dróg liczą nawet po 5 km - mówi sołtys. - Na obrzeżach naszej wsi są lasy i to właśnie Lasy Państwowe korzystają najczęściej z dróg dojazdowych. Kiedyś, jak się jeździło konikami, to nie było problemu, ale teraz kierowca bierze na samochód ok. 30 t, to drogi nam się niszczą. Niestety Lasy bardzo mało się dokładają do naszych dróg. Dokładają tylko do tych bocznych, swoich, by mieć dojazd do drogi głównej. Drogi są tak zniszczone, że rolnik traktorem na dwa napędy do pola nie dojedzie, bo mu się maszyna zawiesi na koleinach. Przez to niszczy się też sprzęt, który ludzie kupują za własne pieniądze.
Mieszkańcy nauczyli się żyć przy granicy, więc nie dziwią ich też codzienne wizyty straży granicznej. - Tylko żeby nie jeździli zaraz po deszczu, tymi czterokołowcami i autami na dwa napędy, bo rozjeżdżają doszczętnie rolnicze drogi i później nie można z nich korzystać. Poruszam tę sprawę wciąż na spotkaniach, ale nie ma na razie rozwiązania, chociaż straż sama ma później problem by dojechać do stanowisk przy granicy.
Fundusz Sołecki Bandrowa Narodowego wynosi 25 tys. zł, a Jarosław Kusznirski sołtysem jest od 1988 roku. - Z przerwą dwóch kadencji i jak życie pokazało ludzie wrócili do mnie z powrotem. Ale to już moja ostatnia kadencja. Odchodzę na emeryturę, bo zdrowie mi nie pozwala – mówi sołtys i dodaje, że chciałby aby na jego miejsce wybrano jakąś panią. - Wydaje mi się, że dobrze się tu sprawdzi. W sołectwie mamy 375 osób, które mogą głosować, niestety na zebrania Rady Sołeckiej przychodzi zaledwie kilka. Później niektórzy mają pretensje, że pieniądze poszły nie na to co chcieli i nie rozumieją, że to od nich zależy. Muszą przychodzić na zebrania i decydować.
Większość pieniędzy z Funduszu Sołeckiego, Rada przeznacza na drogi, utrzymanie świetlicy i na kulturę. - Wspieramy nasz zespół „Bieszczadzki Dom” i „Koszykalia”, tu przeznaczamy około 3 tys. zł rocznie. W tym roku przekazaliśmy z Funduszu 17 tys. zł na budowę drogi na cmentarz, bo od kilku lat było to postulatem mieszkańców. Teraz jest utwardzona tłuczniem, ale mieszkańcy chcą mieć tam porządną drogę. Nie wiadomo jednak czy uda się zrobić całą, bo jej część przechodzi przez ziemie kościelne, a gmina w nieswoje grunty inwestować nie może i my z Funduszu też dołożyć nie możemy, bo nie nasze. No ale może z czasem się to jakoś ułoży.
Sołtys podkreśla, że bardzo istotne dla mieszkańców Bandrowa Narodowego jest to, że w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie gminy wioską. - Do ok. 2010 roku, to tylko byliśmy... Budżet wynosił ok. 3 tys. zł na wioskę i więcej ani grosza. Dopiero później wszedł Fundusz Sołecki. U nas było to na początku 12 tys. zł, ale potrzeby były ogromne, bo trzeba było zagospodarować szkołę. Teraz Fundusz wynosi 25 tys. i wzrasta. Mamy dość młode społeczeństwo, więc jest nadzieja, że dzieci będzie więcej.
Sołtys dodaje, że bardzo dobrze się układa współpraca z nowym burmistrzem. - Stara się nam dokładać pieniędzy do inwestycji oprócz Funduszu- ostatnio to było ok. 9-10 tys. To taki dodatkowy bodziec, który idzie na remont i przebudowę dróg. Dzięki temu sporo jest zrobione, ale to kropla w morzu potrzeb, bo dróg do remontu jest wiele. W sołectwie drogi są ponazywane, jest np. droga „poza Onyszkę” czy „rogatka 1”, „rogatka 2 i 3”. Sołtys wspomina czasy, jak mieszkańcy Bandrowa nie mieli kiedyś dróg dojazdowych na osiedla. - Teraz za „rogatką 3” - gdzie są cztery gospodarstwa, droga jest już w części asfaltowa. Tak samo było przy starej drodze, jak wybudowano nową, to o mieszkańcach zapomniano i tamtędy nie dało się przejechać. Na szczęście za tej ostatniej kadencji zostało już to zrobione - mówi sołtys.
Z Fundusz Sołeckiego mieszkańcom udało się też zrobić parking przy świetlicy, z którego korzystają również ci co jeżdżą na msze, bo kościół znajduje się zaraz obok świetlicy. W ostatnich latach wieś dostała też nowe oświetlenie. - Część wsi była oświetlona jeszcze w latach 60-tych, ale druga połowa przez lata nie. I teraz zostało to zrobione, na odcinku ok. kilometra. Mamy też gotowe projekty na dalsze oświetlenie i będzie robione. Ostatnio postawiono też nową wiatę przystankową - dodaje sołtys, a obecnie remontowana jest też droga gminna, która łączy Bandrów z Krościenkiem. - W końcu będziemy mogli do sąsiadów z Brzegów normalnie przejechać. To dobry skrót, który omija Ustrzyki - wyjaśnia sołtys.
Duma to „Bieszczadzki Dom”
W Bandrowie nie ma Koła Gospodyń Wiejskich, ale jest za to, od 1995 roku zespół folklorystyczny „Bieszczadzki Dom”, który przejął obowiązki gospodyń. - To pierwszy taki zespół i stowarzyszenie na terenie gminy i przyznam, że trochę się do tego powstania dołożyłem - mówi z uśmiechem. - Była kiedyś we wsi pani Lucyna Zawadzka, z którą zacząłem się troszkę sprzeczać w tym temacie i jej powiedziałem, że może by stworzyła u nas coś we wsi. Nie koniecznie KGW, ale jakieś stowarzyszenie i chwyciło. Razem z nią ten zespół zakładały panie Maria Lenart, Irena Trojnar i Maria Rąpała.
„Bieszczadzki Dom” powstał po to, by odtworzyć tradycje kulturowe przedwojennego Bandrowa. Sołtys Kusznirski bardzo docenia jego dokonania i z dumą pokazuje dwie tablice w świetlicy, które upamiętniają wygrane konkursy powiatowe i wojewódzkie. - Chociaż ostatnio w Boguchwale, mimo iż zajęli I miejsce, to nie dostali nominacji do ogólnopolskiego konkursu. To bardzo przykre i nie rozumiemy tego. Widocznie tak coś było w regulaminie. No szkoda...
Dodatkowo panie z „Bieszczadzkiego Domu” przejęły obowiązki KGW i dzięki temu, że mają wspaniale wyposażoną kuchnię, dumnie prezentują swoje wypieki i potrawy prawie na wszystkich lokalnych imprezach, świętach czy festynach. Zespół jest również pomysłodawcą i współorganizatorem odbywającego się w Bandrowie Festynu Ludowego „Koszykalia”. - Najbliższe 21. „Koszykalia” już 15 lipca. To jest chyba najstarsza impreza gminna, bo dopiero kilka lat po nas powstało Święto Chleba. A zaczęło się tak, że nasze panie z „Bieszczadzkiego Domu” zaczęły kurs wikliniarski. Teraz to tylko jedna z nich jest czynna - Irena, obecnie moja żona i jeszcze trochę w wiklinie robi Dorota Bruc. Reszta pań się nie utrzymała. Irena prowadzi również warsztaty i najbliższy będzie w Czarnej na Festiwalu Sztuk 4 sierpnia.
Rzeczywiście, u pani Ireny w warsztacie z wikliny jest prawie wszystko: kosze, klosze na lampy, niedźwiedź, krowa, koń, kapelusze, sukienki, wazony, stoły i fotele bujane. Wszystko to będzie można kupić na „Koszykaliach” w przystępnych cenach, wprost od producentki, a ona sama mówi, że z wikliny może zrobić prawie wszystko.
W starej szkole - schronisko
Świetlica wiejska w Bandrowie Narodowym znajduje się w budynku dawnej szkoły. - Szkoda, że szkołę zlikwidowali, wtedy było u nas ok. 50 dzieci. No cóż, jak nam ówczesny burmistrz powiedział, to w ramach podziękowania, że wieś na niego nie głosowała. Ale co było minęło... Teraz ważne by szkoła znów żyła i na siebie zarabiała, a jest szansa, że będzie tu schronisko. Miejsca jest dość i na sale noclegowe, które powstaną na górze, po przebudowaniu holu i na to, by na dole zrobić sale konsumpcyjną i taneczną. Rozmawiamy o tym z Ustrzyckim Domem Kultury i gminą - opowiada sołtys. - Ale na pierwszym miejscu jest załatwienie środków finansowych, bo z Funduszu Sołeckiego nie jesteśmy w stanie tego udźwignąć, a wstępny koszt to 30 tys. zł.
Sołtysowi bardzo zależy też na tym, aby młodzież, która została we wsi miała co robić. Ostatnio, wieś pozyskała pieniądze z programu Działaj Lokalnie Fundacji Bieszczadzkiej na zrobienie siłowni. - Burmistrz dał młodym pomieszczenie w szkole, ale kazał im wcześniej je odmalować we własnym zakresie i prace trwają. Sprzęt mają nowoczesny, to będzie się miło ćwiczyło jak nie będzie pogody. Teraz, latem najczęściej grają na boisku i dla mnie jest ważne, aby nowy sołtys zadbał o to, by młodym zrobić boisko z prawdziwego zdarzenia - taki „Orlik”. Trochę tej młodzieży tu mamy i jak przejeżdżam przez wieś to widzę, że codziennie około 20 osób gra w piłkę.
W Bandrowie kiedyś bardzo prężnie działała też Ochotnicza Straż Pożarna. Niestety teraz nie ma chętnej młodzieży. - To znaczy Straż jest, nie zlikwidowaliśmy, tylko zawiesiliśmy. Może kiedyś znów znajdą się chętni, może ta młodzież dorośnie - wzdycha sołtys, który jest również prezesem OSP. - W tym upadku OSP, widzę trochę działania byłego burmistrza, który nie tylko naszej OSP źle zrobił, ale wszystkim jednostkom w całej gminie. To wszystko było przez lata niedoinwestowane i teraz dopiero zaczyna się odradzać. W zasadzie to wcześniej w ogóle nie było inwestycji w OSP, więc nie ma się co dziwić młodym, że nie chcieli działać. No niestety, u nas na odrodzenie jednostki było już za późno. Może przy tej siłowni skupią się młodzi i zaczną działać. Ja na pewno zrobię wszystko by im pomóc.
Problem z wilkami
W Bandrowie jest sporo młodych ludzi, średnia wieku to ok 30-40 lat i to oni przeważnie prowadzą gospodarstwa rolne. - Muszę policzyć, ale będzie z 19 rolników, którzy większości hodują krowy mleczne i mięsne oraz owce i konie. We wsi jest około 500 krów i około 40 koni - liczy sołtys. - No i mamy też wilki i niedźwiedzie. Tych nie liczyłem i z tym muszę się udać do leśniczego, niech on sobie policzy swoje – żartuje sołtys Kusznirski, ale na poważnie dodaje, że z wilkami jest problem. - Psy z łańcuchów zabierają i w tym roku, już chyba sześć zginęło, wszystkie małe pieski. Zgłaszamy gdzie trzeba, ale sytuacja się nie zmienia. Ostatnio klacz się jeszcze dobrze nie oźrebiła na pastwisku, a wilki już źrebaka rozszarpały. Kiedyś w ciągu nocy 7 sztuk owiec zabiły. Dla rolników to na prawdę bardzo duży kłopot - przekonuje sołtys. - Wszystkich mieszkańców to denerwuje, że tam wyżej nie myślą o tym jak nas ochronić. Później będzie problem jak w Cisnej, kiedy wilki dzieci pogryzą. Pracownicy leśni opowiadali, że jak ścinali drzewo, to osiem sztuk wokół nich chodziło - nie bały się. A zwierzyna płowa trzyma się teraz skupisk ludzkich, bo boi się watah – opowiada sołtys i dodaje, że w Bandrowie od kilku lat nie było co prawda ataków niedźwiedzi, ale zdarzało się, że wcześniej rozszarpywały jałówki.
Rolnicy mimo wszystko inwestują w gospodarstwa. - Stawiają nowoczesne stodoły, coś robią, to chyba ostatnia taka rolnicza wioska w okolicy. Dlatego zależy nam na rozwiązaniu tego problemu z wilkami.
Sołtys dodaje, że widzi zmiany nie tylko na swojej wsi. - Fundusz Sołecki i dodatkowe pieniądze z gminy to duży zastrzyk dla nas. Bardzo doceniamy, że mimo tych wszystkich problemów, które ma burmistrz, stara się ludziom mieszkającym na wioskach pomagać - chociaż niektórzy mu w tym przeszkadzają. Ludzie też widzą, że się o nich dba i starają się sami bardziej inwestować w wioski i gospodarstwa. Coś chcą mieć, bo widzą, że jest lepiej. Liczą na to, że z granicę nie będą musieli za pracą jeździć.
W Bandrowie powstają wciąż nowe osiedla, ludzie się budują. - Domy stawiają nie tylko miejscowi, ale też i ludzie z Polski. Niedługo będzie u nas agroturystyka z kilkunastoma domkami. Idzie ku lepszemu - cieszy się sołtys.
Wieś z ogromną historią
Sołtys Kusznirski bardzo dobrze zna Bandrów. Jak mówi interesuje go historia tego miejsca i powtarza, że trzeba wiedzieć skąd się pochodzi i gdzie się mieszka. Jest dumny, że Bandrów jako jedyna wioska w gminie, ma przy kościele tablice pamiątkową, upamiętniająca powstanie wsi w 1513 roku. - Tu u nas żyły cztery narodowości: Rusini, Ukraińcy, Żydzi, Niemcy i Polacy. Niestety w 1954 roku starą cerkiew rozebrali ówcześni mieszkańcy, których zaraz po tej rozbiórce wywieziono. To dość przykra historia, bo to była jedna z najpiękniejszych cerkwi, porównywana do tej na Bystrem. Miała cztery kopuły i piękną murowana dzwonnicę. A ten kościółek w 1974 roku przeniesiono z Jasienia z inicjatywy mieszkańców i ówczesnego księdza Józefa. Dużo o naszej wsi opisał pan Augustyn w swoich książkach – opowiada sołtys. - We wsi był też kościół ewangelicki i według wersji, która ja znam, został wysadzony z zemsty przez Rosjan.
Mimo skomplikowanej historii, we wsi zachowało się też dość sporo starych drewnianych chat. Niektóre z nich są zamieszkane i zadbane, a inne popadają powoli w ruinę. Przy drodze widać też drewniane studnie z żurawiem oraz ziemne kamienne piwnice. Kolejną ciekawostką w sołectwie są krzyże przydrożne i kapliczki. - Mamy ich chyba najwięcej w gminie, bo z kilkanaście. Kilka z nich jest dobrze zachowanych, chyba dlatego, że stoją pomiędzy lipami. Kilka niestety zostało zlikwidowanych, ale mieszkańcy dbają o te które zostały – zapewnia sołtys.
W Bandrowie znajduje się też jedna z najstarszych na świecie kopalnia ropy naftowej. Przy drodze widać jeszcze pozostałości po siłowni i rury z których wypływa ropa. - Do samej kopalni nie podjedziemy, bo trzeba by przez potok przejechać. Kiedyś, jak kopalnia była czynna, to była kładka dla pracowników. Teraz jeden szyb jest zakopany pod drogą, a część kopalni leży już w dzisiejszej Ukrainie. Tu kiedyś 17 odwiertów było, a stare szyby były kopane i układane z bali, jeszcze ich pozostałości w rzece widać. A jak stoi się nad rzeką, to czuć ropę bardzo dobrze. Teraz czasem rolnicy przyjeżdżają i ją do konserwacji maszyn biorą - za darmo jest to korzystają – kończy sołtys i obiecuje, że każdemu bardzo chętnie Bandrów Narodowy pokaże i szczegółowo każdą historie opowie.
FOT. MAGDALENA KUZAR