W połowie października rozpoczął się kurs przewodników terenowych, organizowany przez Stowarzyszenie Przewodników Turystycznych „Karpaty”. Rozmawiamy z wieloletnim prezesem, obecnie vice prezesem Stowarzyszenia Stanisławem Orłowskim.
Gazeta Bieszczadzka: - Szlaki bieszczadzkie były tego lata pełne czerwonych kurtek, które są znakiem rozpoznawczym przewodników z waszego Stowarzyszenia. Ilu członków liczą obecnie „Karpaty”?
Stanisław Orłowski: - Stowarzyszenie Przewodników Turystycznych Karpaty liczy aktualnie 130 członków, w tym między innymi 62 przewodników i 68 członków wspierających .
G.B.: - 62 przewodników to niemało, po co następni? Bieszczady nam się nie rozrastają raczej?
S.O.: - Nie mało, a są jeszcze w Bieszczadach przewodnicy zrzeszeni w Oddziałach PTTK i nigdzie nie zrzeszeni .Mimo tego w niektórych okresach roku, np. weekend majowy, czerwcowy czy początkiem czerwca, brakuje przewodników do obsadzenia wycieczek i turystów indywidualnych wynajmujących przewodnika dla swojej rodziny czy tylko dla siebie.
G.B.: - Kim są wasi przewodnicy? Czy zajmują się wyłącznie obsługą wycieczek i ta działalność stanowi podstawowe źródło ich utrzymania?
S.O.: - Większość z naszych przewodników zrzeszonych w SPT Karpaty, to osoby pracujące zawodowo, dlatego w okresach nasilonego zapotrzebowania odczuwamy bardzo niedobór profesjonalnych przewodników do obsłużenia np. pielgrzymek, grup seniorów itd. Prosimy wówczas o pomoc przewodników z Jasła, Krosna, Rzeszowa, Brzozowa, Przemyśla. Niestety, nie zawsze udaje się nam znaleźć wolnego przewodnika profesjonalistę. I wówczas niektórzy kwaterodawcy bawią się sami w przewodników lub zatrudniają osoby, niedoświadczone, bez jakichkolwiek uprawnień do wyjścia w góry. Dawne uprawnienia pilotów wycieczek i przewodników terenowych zniósł były minister Gowin jeszcze za rządów PO i PSL tworząc tzw. „wolny rynek przewodnicki”. Skutki jego decyzji są fatalne! Na rynku bieszczadzkim, i nie tylko, pojawiło się wielu przewodników „przebierańców”, którzy kupili sobie czerwoną koszulkę lub kurtkę, nie znając zazwyczaj terenu i jego specyfiki, nie mówiąc już o historii tego zakątka Polski. Mają nawet odwagę chodzić po górach w BdPN ponieważ Straż Bieszczadzkiego Parku Narodowego nie sprawdza uprawnień przewodnickich. Nie sprawdza takich uprawnień policja przy kontroli kierowców czy Straż Graniczna. W województwie małopolskim np. taka „wolna amerykanka” jest nie do pomyślenia.
G.B.: - Dlaczego więc w podkarpackim jest inaczej?
S.O.: - Po ostatnich wyborach samorządowych decyzją radnych sejmiku samorządowego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Podkarpackiego zlikwidowano Departament Turystyki (i to w województwie turystycznym!), więc nie ma inicjatyw urzędniczych w podnoszeniu jakości usług w turystyce czy w komunikacji (podstawa rozwoju turystyki) na istniejących w Bieszczadach ciągach komunikacyjnych drogowych, rowerowych (marzenie) i pieszych.
G.B.: - A Stowarzyszenie tylko „strzela focha” czy podejmuje jakieś działania żeby sytuacje zmienić?
S.O.: - Widząc zagrożenia dla rozwoju turystyki w Bieszczadach próbowaliśmy wiosną br. zorganizować w gościnnym OWR Caritas w Myczkowcach z udziałem branży turystycznej, władz lokalnych, wojewódzkich i posłów regionu spotkanie poświęcone przyjętej przez Sejmik Samorządowy Woj. Podkarpackiego „Strategii Bieszczadzkiej”, na którą w budżecie województwa nie przewidziano środków! Do dziś żadnego konkretnego efektu – stracony dzień i rozczarowanie branży turystycznej. My, przewodnicy turystyczni, zaabsorbowani promocją regionu czy obsługą gości nie jesteśmy we władzach samorządowych, więc nie muszą słychać naszego głosu. Mamy nadzieję, że młodzi, wykształceni i odważni mieszkańcy Bieszczadów, o ile nie wyjadą stąd za pracą, zostaną niebawem radnymi i zaczną zmieniać po najbliższych wyborach samorządowych ten stan rzeczy.
G.B: -Czy jesienią, po wakacjach nie zmniejsza się liczba chętnych do wędrówek?
S.O.: - Ależ skądże! Właśnie jesienią przybywają w Bieszczady studenci, zorganizowane grupy młodzieży szkolnej, wycieczki seniorów, którzy w czasie upałów nie czują się komfortowo, no i kuracjusze sanatoryjni. Wędrówki bez przewodnika dla nich wszystkich mogą być niebezpieczne, nie tylko ze względu na nieznajomość szlaków, ale i zmieniających się o tej porze roku warunków pogodowych panujących w Bieszczadach. Turyści niedoświadczeni nie zabierają ze sobą w góry czy na trasy leśne nawet mapy (!) - czyli podstawy do określenia miejsca pobytu np. w czasie potrzeby wezwania pomocy GOPR.
G.B: - Bardziej miśka się boją na szlaku spotkać czy raczej burzy?
S.O.: - Miśka i coraz liczniejszych stad dzików. Burze zdarzają się latem, a jesienią najczęściej wychłodzenie organizmu spowodowane nagłym załamaniem słonecznej pogody. Ale miałem też niedawno ciekawą przygodę z miśkami! W pierwszym tygodniu października 2017 r. wędrując z 40 - osobową grupą spotkałem 3 niedźwiedzie w ciągu niespełna godziny! Prowadziłem wówczas grupę seniorów ze stolicy z Przełęczy 855 m pod Wyżniańskim Wierchem na Połoninę Caryńską. Tuż za pierwszym laskiem nagle przebiegł przede mną w odległości zaledwie 10 m okazały niedźwiedź.
Cały wywiad w GB 23