Jeden z największych przetwórców drewna w Bieszczadach przeniósł część swojej firmy pod Stalową Wolę. - W Bieszczadach zajmuję się głównie importem i sprzedażą drewna, które pochodzi nie z Bieszczad, ale głównie ze Skandynawii czy Rosji – mówi Ryszard Szukalski, prezes firmy „Dankros” z Ustjanowej Górnej.
Zachowanie naturalnego i unikatowego charakteru Bieszczad i Pogórza Przemyskiego oraz zaprzestanie niszczenia Puszczy Karpackiej postulują członkowie grupy Inicjatywa Dzikie Karpaty, którzy obecnie przebywają w Bieszczadach. Czy rzeczywiście jest tak, że bieszczadzkie lasy są wycinane w sposób inwazyjny? W poprzednim wydaniu „Gazety Bieszczadzkiej” przedstawiliśmy opinię członków grupy i przedstawiciela Lasów Państwowych, teraz o opinię poprosiliśmy właściciela jednego z większych zakładów zajmujących się przetwórstwem drewna - prezesa Ryszarda Szukalskiego z firmy „Dankros”.
Ustrzycka firma produkcyjna „Dankros”, zajmująca się produkcją m.in. więźby dachowej, kantówki czy tarcicy powstała w 1990 roku. Zakład zaczynał od 100 proc. aktywności na naszym terenie. Teraz, jego działalność w Bieszczadach, to ok. 15 proc. produkcji całego przedsiębiorstwa, a właściciel działalność gospodarczą przenosi do powiatu stalowowolskiego. - Obecnie przemysł drzewny w Bieszczadach nie jest już podstawową działalnością lokalnej gospodarki. Kiedyś rzeczywiście tak było, teraz już nie - mówi stanowczo Ryszard Szukalski.
Prezes przypomina, że przemysł drzewny od wieków był podstawą działalności gospodarczej w naszym regionie, ze względu na dużą zasobność lasów i duże możliwości pozyskania drewna. - Mimo iż zasobność lasów wzrosła wielokrotnie, przemysł zanika. Kiedyś był to jeden z gęściej zaludnionych obszarów w Europie, ale z uwagi na zmiany demograficzne i względy historyczne - między innymi przesiedlenia, dziś jest to region, o bardzo małej populacji i bardzo słabym rolnictwie, a właśnie z dużym przyrostem terenów leśnych. Dodatkowo na taki stan rzeczy nadkładają się na siebie działania przyrodnicze, administracyjne i mechanizmy rynkowe - wyjaśnia i dodaje, że w ostatnich latach, jego firma odnotowała spory spadek obrotów na bieszczadzkim rynku, co pociągnęło za sobą redukcję etatów z prawie 200 do 40.
Krościenko to głównie import
Jednak czy rzeczywiście jest tak, że za spadek obrotów można obwiniać aktywistów i ekologów, którzy chcą ratować karpackie lasy czy wpływ na to, mają też inne czynniki? - Tu nie chodzi o „ratowanie” przyrody, tu nie ma podstaw do używania tego słowa. „Ratowanie” kojarzy się z tym, że coś ginie. Nasza przyroda, bazując chociażby na opiniach ekologów wspaniale się tu przedstawia, mimo iż ten region był przedmiotem eksploatacji przemysłowej przez wieki. W związku z tym, przyrównywanie eksploatacji lasu do ratowania przyrody jest zakłamaniem. Lasy mogą być racjonalnie eksploatowane i ich dzisiejszy stan, którzy przez leśników i ekologów jest oceniany jako bardzo dobry, jest wynikiem działalności człowieka - przekonuje właściciel „Dankrosu”. - Widzę wśród swoich pracowników niepokój związany z działalnością ekologów na naszym terenie. Myślę, że wszyscy się tego obawiają, bo są to zachowania w części ekstremalne.
Obecnie działalność zakładu produkcyjnego w Krościenku w znacznym stopniu opiera się na handlu i sprzedaży drewna z importu. - Drewno sprowadzamy z krajów bałtyckich i Skandynawii, które tam jest przerabiane, a w znaczmy stopniu pochodzi z Rosji - mówi prezes Szukalski. Jednak przyznaje, że wynika to nie tylko z ograniczeń pozyskania drewna w Bieszczadach ale też i ceny - tu rządzi rynek. Okazuje się, że nawet bieszczadzcy leśnicy, na remonty swoich leśniczówek często kupują drewno skandynawskie lub rosyjskie. - Jeśli ten trend zostanie dalej utrzymany, to nasza działalność tutaj ograniczy się wyłącznie do handlu, a my będziemy dystrybutorem drewna importowanego. To zjawisko ma niestety dynamikę rozwojową. Dalsze ograniczenie pozyskania drewna, dalsze rzucanie bieszczadzkim leśnikom kłód pod nogi, finalizować się będzie eskalacją tego zjawiska. W regionie o najwyższej lesistości w Europie, jeśli znajduje miejsce import wyrobów drzewnych, to nie jest to sukces społeczny czy administracyjny gospodarzy regionu – to porażka i na dziś tak jest - dodaje stanowczo.
(Cały tekst w GB nr 16)