Krościenko zalewane jest od 2010 roku, a mieszkający tu ludzie wciąż muszą walczyć o dobytek. Nie śpią po nocach i nasłuchują, czy znowu nie nadchodzi ulewa. To słowa sołtys Aleksandry Ziembickiej, wypowiedziane w obecności posłów i lokalnych władz przy urwanej w 2014 roku drodze prowadzącej z Krościenka do Stebnika.
7 lipca na zaproszenie władz Ustrzyk Dolnych w plenerowej konferencji wzięli udział posłowie Joanna Frydrych i Tomasz Zimoch (Koalicja Obywatelska) oraz Wiesław Buż (Lewica). Zapoznali się z bieżącą sytuacją dotyczącą zniszczeń po ostatnich ulewach i zapowiedzieli, że będą naciskać na rząd oraz Wody Polskie, by jak najszybciej zajęli się bezpieczeństwem mieszkańców podtapianych rejonów. Chodzi tu m.in. o pilne uregulowanie koryta potoku Stebnik, którego nurt przy silnych opadach podmywa skarpy drogowe i wlewa się na posesje gospodarstw.
Posłowie sami zobaczyli, co potrafi górski potok. Konferencję zorganizowano przy urwanej drodze do Stebnika. Miejscami jej szerokość nie przekracza półtora metra, a kiedyś była to droga przejezdna dla samochodów, którą dojeżdżano m.in. do stanicy harcerskiej. Znad podmytej skarpy doskonale widać, jak potok wyrwał się z koryta i przez to stał się niebezpieczny dla pobliskich gospodarstw. Zabierając z nurtem gałęzie, kamienie, odpady, a nawet kłody drewna – zablokował swobodny przepływ wody. Tak stało się też w kilku innych miejscach Krościenka; ostatnio najbardziej w przysiółku Młyny, gdzie żywioł zrujnował drogę.
- Tutaj najlepiej widać, jak państwo nie działa w kwestii zarządzania ciekami wodnymi – mówiła posłanka Joanna Frydrych. – 1 stycznia 2018 powołano do życia przedsiębiorstwo Wody Polskie. Miało zapobiegać powodziom i podtopieniom, a także likwidować skutki nawałnic. W ubiegłym tygodniu wraz z innymi posłami Koalicji Obywatelskiej byłam w tej firmie na kontroli, Udostępniono nam dokumenty, a obecnie sprawdzamy, jak teoria ma się do praktyki.
Poseł Tomasz Zimoch (znany komentator sportowy) powiedział, że jest zszokowany tym, co zobaczył na Podkarpaciu. – Od kilkunastu dni jeżdżę po terenie i rozmawiam z mieszkańcami. Oni rozpaczliwie potrzebują pomocy, konkretnego wsparcia. Rząd powinien zwiększyć fundusze na gospodarkę wodną, tymczasem od 2015 roku je zmniejsza. Z 3,2 miliarda złotych do 2 miliardów w 2017 roku, czyli aż o 40 procent. To działanie przeciwko przyrodzie i przeciwko ludziom, którym woda wyrządza szkody. W Krościenku rosną też wielkie połacie bardzo groźnej rośliny, barszczu Sosnowskiego. W tej kwestii samorządom także powinien pomóc rząd i o to będę apelował.
Z kolei poseł Wiesław Buż poinformował, że skierował do premiera prośbę o objęcie zalewanych obszarów Podkarpacia specjalną pomocą. – To było już jakiś czas temu, a teraz będziemy monitować, bo sytuacja jest coraz gorsza. Powtarzające się nawałnice niszczą dobytek całego życia ludzi na wsiach i w miasteczkach. Dzisiaj przywiozłem dla OSOP w Krościenku skromny upominek. To 500 złotych na paliwo do wozu strażackiego, ale na tym moje działania się nie skończą.
Sołtys Aleksandra Ziembicka opowiedziała, co w ostatnich latach przeszli mieszkańcy Krościenka. Kilka potężnych ulew, które zniszczyły ówczesną szkołę, domy, budynki gospodarcze, drogi, przepusty. Za każdym razem silniej i bez litości. – Jesteśmy bardzo zmęczeni i mimo pomocy władz Ustrzyk Dolnych, straży pożarnej i zwykłych ludzi mamy świadomość, że to działania doraźne. Jesteśmy bardzo wdzięczni za wszelkie wsparcie, ale tu potrzebne są rozwiązania kompleksowe, a takie może podjąć rząd i Wody Polskie. Piszemy, prosimy i nic. Jak długo można?
Burmistrz Bartosz Romowicz podkreślił, że w najgorzej sytuacji są mieszkańcy Krościenka, ale ulewy powodują też coraz częściej zniszczenia w sąsiednim Liskowatem czy Bandrowie. Nie ukrywał pretensji do decydentów z wyższego szczebla i samych Wód Polskich, że nie reagują na problemy podtapianych podustrzyckich wiosek i niszczenia przez wodę ważnej infrastruktury – szczególnie dróg, mostów i przepustów.
Żeby lokalne potoki i Strwiąż były drożne, trzeba je regularnie oczyszczać z gałęzi, drewna i nanoszonego przez wodę żwiru, trzeba też pogłębiać koryto. Ale to nie wystarczy; być może konieczne jest też umocnienie brzegów i uregulowanie cieków, a w tym przypadku potrzeba zgody konkretnej instytucji. – Na razie mamy wsparcie od władz Ustrzyk, ale to nie one zarządzają rzekami, tylko Wody Polskie – tłumaczy Aleksandra Ziembicka.
- Dla mnie najważniejsze jest bezpieczeństwo mieszkańców, dlatego muszę nieraz działać nawet wbrew przepisom – zaznaczył Bartosz Romowicz. – Nie umiałbym zostawić ludzi bez wsparcia w trudnej sytuacji tylko dlatego, że nie pozwala mi na to jakiś przepis. W minioną sobotę musieliśmy udrożnić dojazd do sześciu gospodarstw. Nie mogliśmy czekać na to, że dostaniemy pozwolenie na wycięcie drzewa lub krzewu, musieliśmy za to działać błyskawicznie w taki sposób, by pomoc poszkodowanym. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo najważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo mieszkańców. Żeby mogła do nich dojechać straż pożarna, karetka pogotowia. W takich sytuacjach nie mogę się zastanawiać, czy kiedyś nie przyjedzie do mnie do urzędu prokuratura lub CBA i nie zarzuci mi, że złamałem prawo.
- Wody Polskie miały poprawić gospodarowanie rzekami i potokami, tymczasem zaczęły od kupienia samochodów dla siebie – mówił burmistrz Romowicz. - A przecież to przedsiębiorstwo gromadzi pieniądze na swoje działania także od podatników. Jeszcze raz apeluję do kierownictwa Wód Polskich, by podjęły pilne działania dotyczące utrzymania rzek i potoków w naszej gminie. Jeśli tak się nie stanie, wkrótce silne deszcze poczynią kolejne zniszczenia, zabiorą następny fragment drogi, zaleją domy, zrujnują posesje i drogi.