Ustrzyki Dolne
poniedziałek, 17 grudnia 2018

Płoszył wilki – jutro zostanie przesłuchany

Płoszył wilki – jutro zostanie przesłuchany<br/>fot. Mateusz Matysiak
fot. Mateusz Matysiak

W wtorek w Nadleśnictwie Lutowiska odbędzie się przesłuchanie mężczyzny, który płoszył samochodem wilki w jednym z obszarów chronionych w Bieszczadach. Mężczyzna sam zgłosił się na policję w Krakowie ale nie przyznaje się do winy.

O sprawie informowaliśmy na początku grudnia. Fotograf przyrody Mateusz Matysiak, podczas robienia zdjęć w terenie, był świadkiem płoszenia samochodem wilków przez parę turystów na krakowskich numerach rejestracyjnych. Jak mówił samochód terenowy zatrzymał się na górze polany, w okolicach której od kilku dni obserwował watahę. Siedząca w samochodzie para turystów przez krótką chwilę obserwowała teren, a następnie, pędem puściła się za wilkami, bezmyślnie próbując to wszystko zarejestrować telefonem komórkowym. - Zauważyli te wilki z „bezpiecznej odległości” z górki i stamtąd mogli całkiem komfortowo poobserwować naturalne zachowania watahy, bo to duża gratka, a mimo to z premedytacją postanowili „dojeździć” watahę galopem w las – opowiadał nam fotograf po zdarzeniu.

Kierowca tłumaczył też fotografowi, który próbował interweniować, że dostał pozwolenie na wjazd na ten teren od leśniczych. O całej sytuacji została powiadomiona Straż Leśna z Nadleśnictwa Lutowiska, na której terenie doszło do incydentu, policja oraz Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Rzeszowie. Jak poinformował nas mł. asp. Dariusz Szeliga z Komendy Powiatowej Policji w Ustrzykach Dolnych, ustrzycka Komenda nie prowadzi tej sprawy. Ustalił jednak, że mężczyzna, który prowadził samochód sam zgłosił się na policję w Krakowie, gdzie złożył wyjaśnienia. Podczas składania wyjaśnień turysta stwierdził jednak, że sprawa nie wygląda tak jak została przedstawiona w mediach.

Obecnie postępowanie w tej sprawie prowadzi Nadleśnictwo Lutowiska, które czeka na przyjazd mężczyzny w Bieszczady. - Ten człowiek będzie u nas we wtorek i będziemy go ze wszystkiego rozliczali – zapewnia Nadleśniczy Nadleśnictwa Lutowiska Marek Bajda. - Generalnie prawo leśne przewiduje za takie zachowanie kary finansowe. Tu mamy kilka spraw, po pierwsze płoszenie zwierząt prawnie chronionych, nielegalny wjazd na drogi leśne i wjazd do rezerwatu. Specjalnych okoliczności łagodzących tu nie ma, a on jeszcze podpierał się argumentami, że mu leśniczowie na to pozwolili - co jest absolutną nieprawdą –- dodaje stanowczo nadleśniczy.

- Szanowanie prawa i tego podmiotu dla którego prawo jest stanowione, dla niektórych osób jest rzadkością. Dla mnie jest to postępowanie niegodne. Ten człowiek przyjechał w Bieszczady oglądać przyrodę i powinien szanować to co tu zastał, a tu włączyły się jakieś prymitywne instynkty. Bieszczady niestety często są traktowane w myśl słów: „hulaj dusza – piekła nie ma”.

Nadleśniczy dodaje, że nie tylko zwierzyna prawnie chroniona powinna mieć w Bieszczadach spokój i swój naturalny teren bez ingerencji człowieka. - Niestety często to obrońcy przyrody, wywołują takie reakcje, bo za nimi ciągną tabuny ludzi. Określenie „turysta” też niestety podupadło - kiedyś szlachetne - począwszy od Wincentego Pola i podstaw tworzenia PTTK. Czasy „plecakowiczów”, którzy może i nocowali w lesie poza obozowiskami minęły. Ale oni mieli przyrodę i góry w sercu. Dzisiaj niestety zaczynają funkcjonować właśnie efektowne pościgi i chęć pokazania się. Mam bardzo złą opinię na temat motocykli crossowych, quadów i tych osób, które jeżdżą terenówkami. To nie to miejsce i nie ten sposób korzystania z przyrody – mówi nadleśniczy Bajda.

Nadleśniczy przyznaje, że Nadleśnictwo daje czasem zgody na wjazd samochodem na drogi leśne, ale są to wyjątki, które zawsze wcześniej są analizowane i odnotowywane, a o wszystkim jest informowana Straż Leśna. - Drogi leśne służą do pracy. Jednak jeśli ktoś jest na przykład chory, ma problemy chodzeniem, to incydentalnie udzielamy zgody na wjazd. Zapraszamy na wycieczki rowerowe i piesze - kończy nadleśniczy.

 

autor: paba


powiązane artykuły: