Lokalni przedsiębiorcy liczą straty spowodowane koronawirusem. Jeśli pandemia nie wyhamuje, a oni na powrót nie otworzą wkrótce barów czy pensjonatów – niektórzy będą musieli zwolnić część pracowników.
- Nikt z nas nie wie, jaki długo potrwa pandemia, ale jeśli najpóźniej w połowie kwietnia firma nie zacznie działać, nie nadrobię strat – mówi właściciel baru w Ustrzykach Dolnych. – Zatrudniam kilka osób, nie chciałbym nikogo zwolnić, ale być może będę do tego zmuszony. Po prostu nie wystarczy mi na bieżące utrzymanie i opłacenie wszystkich świadczeń. Z drugiej strony, jeżeli zaraza szybko przeminie, to może sezon turystyczny w Bieszczadach nie będzie zły i wyjdę jakoś na swoje.
Wiesław Stebnicki prowadzi hotelik i restaurację. Policzył, że jeśli przestój potrwa dwa miesiące, jego straty sięgną 50 tys. zł. I nie wie, czy zdoła je odrobić. – Obecnie działam na ćwierć gwizdka – opowiada. – Hotelik zamknięty, restauracja też. Funkcjonuje kuchnia, w której gotujemy obiady dla około dwudziestu osób na wynos. Przygotowujemy też rogaliki i pierogi dla sklepów. To jednak niewielka działalność w porównaniu z tą, którą dotąd prowadziłem. Nie wykluczam, że będę musiał zwolnić jedną osobę, a przynajmniej wysłać ją na urlop bezpłatny. Ale nie tracę zupełnie nadziei. Liczę, że podczas wakacji turyści jednak przyjadą do Ustrzyk, zwłaszcza ci młodzi.
Już teraz niektórzy analitycy twierdzą, że strat w branży turystyczno-gastronomicznej nie da się ich zniwelować w kilka miesięcy. Nawet przy hipotetycznym założeniu, że sezon turystyczny w rejonach typowo wypoczynkowych będzie – podobnie jak w ubiegłych dwóch latach – udany. Według epidemiologów koronawirus nagle całkiem nie zniknie; z tego powodu ludzie zapewne ograniczą wyjazdy, nawet te bliskie, w obrębie kraju. Dla bieszczadzkich hotelarzy, właścicieli gospodarstw agroturystycznych, wypożyczalni sprzętu wodnego i wszystkich działających w branży żywieniowej – to możliwa katastrofa.
– Nie wiemy, jak rozwinie się sytuacja, możliwe że wirus odpuści, jednak wątpię, by tegoroczne lato obfitowało w turystów – spekuluje szef niewielkiej firmy z Ustrzyk. – Jeśli już, to prędzej odkują się biznesmeni w Solinie czy Polańczyku, bądź też prowadzący swe interesy w Wetlinie i Ustrzykach Górnych, skąd prowadzą szlaki piesze w pasmo połonin Ci z Ustrzyk Dolnych czy Leska będą potrzebować znacznie więcej czasu.
Nasz rozmówca zatrudnia cztery osoby. Zapowiada, że postara się utrzymać załogę w komplecie, ale nie może dać gwarancji. – Niewykluczone, że będę zmuszony do zwolnienia jednej osoby bądź też rozwiązania umów o pracę w dotychczasowej formie i podpisania na innych zasadach, mniej korzystnych. Co to oznacza? Że najpewniej obniżę wynagrodzenie.
Bożena Bałkota, właścicielka karczmy i muzeum: - Marzec zawsze był słabszy turystycznie, a mimo to do pierwszej dekady wciąż mieliśmy gości. Na tej podstawie mogę stwierdzić, że byliby nadal, podobnie zresztą jak w kwietniu. Wierzę, że kiedy zacznie się prawdziwy sezon, może już w majowy weekend, zaczniemy funkcjonować pełną parą. Strat nie odrobimy, ale najważniejsze, aby znowu zacząć pracować. Zatrudniam dziewięć osób, nie planuję zwolnienia ani jednej, choć mam świadomość, że nie będzie to łatwe. Teraz najważniejszą kwestią jest, aby rząd jasno przekazał wszystkim prowadzącym działalność gospodarczą, na co mogą liczyć w związku z pandemią; na jakie ewentualne ulgi, rozwiązania, które pomogą nam przetrwać.
Grupa ustrzyckich przedsiębiorców chce zewrzeć szeregi i wspólnie zwrócić się do burmistrza miasta z prośbą o umorzenie tegorocznego podatku od nieruchomości. – Musimy się jakoś ratować – tłumaczą.
Co na to burmistrz? – Przygotowujemy program wsparcia przedsiębiorców. Wkrótce go zaprezentujemy – zapowiada Bartosz Romowicz.