Barszcz Sosnowskiego jest silnie trujący i toksyczny, czasem nawet przejście obok niego powoduje poważne oparzenia skóry – Jednak leśnicy mówią – Nie siejmy paniki, problem był od lat, ważne by mieć wiedzę na temat tej rośliny i zlikwidować w odpowiednim momencie.
Naukowcy, którzy badali barszcz Sosnowskiego informują, że to jedna z najsilniej toksycznych roślin w Polsce. W jego soku występuje szereg związków, a poważne zagrożenie dla człowieka są zawarte w nim furanokumaryny. Bardzo łatwo łączą się bowiem z DNA i w rezultacie, przy kontakcie ze skórą, powodują obumieranie komórek. Należy również pamiętać, że ten proces zachodzi szczególnie szybko gdy na skórę działają promienie słoneczne. Dlatego co roku podczas lata temat barszczu Sosnowskiego powraca jak bumerang, a cała Polska zastanawia się jak walczyć z tą rośliną.
Jedną z osób, która zainteresowała się tematem jest poseł PSL Mieczysław Kasprzak, który w sprawie Barszczu skierował interpelację do premier. W swojej interpelacji pisze m.in. „W wielu regionach Polski a szczególnie w rejonie Bieszczadów występują ogromne połacie ziemi zdominowane przez tą roślinę. Występuje ona na łąkach, nieużytkach, przy drogach polnych i strategicznych szlakach komunikacyjnych. W wielu miejscowościach Podkarpacia rośliny te można spotkać w okolicach miejscowych cieków wodnych. Ofiarami oparzeń są szczególnie bawiące się dzieci i osoby dorosłe które w sposób przypadkowy miały kontakt z tą rośliną. Niedawno media podały informację o śmiertelnym skutku osoby która miała kontakt z tą rośliną”
Poseł uważa, że podejmowane przez samorządy działania nie przynoszą ostatecznie skutecznego zniszczenia tej rośliny, gdyż prowadzone akcje zwalczania powinny być prowadzone przez kilka kolejnych lat i obejmować terytorium całego kraju. „Jedna roślina wytwarza około 40 tysięcy nasion. Przyczyną braku pełnego zaangażowania się samorządów jest wysoki koszt tej operacji, oraz fakt że rośliny te często występują w obszarach chronionych.” - pisze Kasprzak.
- Chciałbym by w likwidację tej rośliny zaangażowały się różne służby. Chodzi tu między innymi o zbieranie informacji gdzie rośnie, by wyciąć go w odpowiednim momencie, najlepiej jak jest młody i nie ma jeszcze nasion, ale do tego potrzebne są odpowiednie informacje - przekonuje poseł Kasprzak. - Barszcz to poważny problem, ale to nie rak. Można z nim walczyć i nie trzeba wydawać milionów złotych.
Jak w Bieszczadach?
Na terenie dwóch bieszczadzkich powiatów: leskiego i bieszczadzkiego barszcz Sosnowskiego rośnie w zróżnicowany sposób. Występuje głównie w gminie Ustrzyki Dolne, w okolicach Krościenka, Liskowatego, Jureczkowej i w Trzciańcu. Ale jeśli chodzi już np. o gminę Baligród czy Cisna, to tam jest rzadkością.
- Na terenie nadleśnictwa Baligród mieliśmy do czynienia z nim trzy razy i zawsze był w odpowiednim momencie niszczony, za nim wysiał się dalej. Należy pamiętać, że ta roślina dość łatwo się przenosi. Jak rośnie przy drodze, to jego nasiona mogą przenieść przejeżdżające samochody, dlatego trzeba zniszczyć ją w odpowiednim czasie. Nie można dopuścić by zaowocowała bo się pojawi jej więcej – wyjaśnia Marcin Scelina z Nadleśnictwa Balogród.
Leśnik podkreśla, że bardzo ważne jest racjonalne zachowanie i wiedza o tej roślinie. Bardzo często turyści zgłaszają do gmin, że spotkali barszcz Sosnowskiego, a później okazuje się, że był to zwykły dzięgiel leśny. Scelina podkreśla też, że w lesie występują również inne gatunki roślin z rodziny baldaszkowatych, ogółem jest ich ponad sześćdziesiąt, a szkodliwe i inwazyjne są dwa: barszcz Sosnowskiego i barszcz Mantegazziego.
- Należy pamiętać, że ta roślina szkodliwa jest w szczególności ekologicznie, nie ma w naturze naturalnych wrogów i tak jak człowiek może się nią poparzyć, mogą również i zwierzęta – wyjaśnia leśnik. - Problem barszczu Sosnowskiego był przez lata zaniedbywany i stąd obecne problemy.
(Więcej w GB 15)