Blisko siedem godzin trwała wczorajsza akcja ratunkowa w okolicach Halicza. Małżeństwo w wieku ok. 40 lat, straciło siły i nie było w stanie kontynuować wędrówki.
- Jesteśmy między Haliczem i Rozsypańcem. Zamarzamy - taki telefon otrzymał tuż po godzinie 16-tej dyżurny ratownik GOPR. Pomocy potrzebowało małżeństwo, które pomimo bardzo dobrego przygotowania do zimowej nie dało rady iść dalej. W górach panowały bardzo trudne warunki: dość silny wiatr, niska temperatura i duża wilgotność. Intensywne opady śniegu, w połączeniu z wiatrem spowodowały, że na szlaku były miejsca z ponad metrową pokrywą. Para nie miała ze sobą rakiet śnieżnych ani nart, a mężczyzna torując drogę w okolicy Halicza osłabł na tyle, że nie mógł już kontynuować marszu.
Pierwsi ratownicy na nartach skiturowych dotarli do poszkodowanych bardzo szybko ja na takie warunki, bo już w 2 godziny od wezwania. Niedługo po nich dotarli kolejni. Poszkodowany mężczyzna pomimo ogrzania nie był w stanie kontynuować marszu, do tego istniało podejrzenie odmrożenia stóp, dlatego też został przetransportowany do Wołosatego, gdzie po zbadaniu przez lekarzy z karetki pogotowia, okazało się, że nie wymaga dalszej opieki medycznej.
Podczas akcji bardzo pomocny okazał się zainstalowany przez Bieszczadzki Park Narodowy system oznaczenia szlaku, wraz z danymi GPS. Dzięki niemu ratownicy mogli precyzyjnie namierzyć pozycje poszkodowanych. W akcji, która zakończyła się ok. 23-ciej wzięło udział 15 ratowników.