Od grudnia ustrzycki szpital ma nowego dyrektora. Została nim Dorota Łukaszyk, która poinformowała nas, że na razie nie ma możliwości dłuższej rozmowy na temat jej planów związanych SP ZOZ. Na rozmowę zgodziła się natomiast była dyrektor szpitala Ewa Sudoł, która opowiedziała o tym co udało jej się zmienić przez dwa lata oraz jakie miała plany na rozwój szpitala.
Gazeta Bieszczadzka: - Dlaczego nie wzięła Pani udziału w konkursie na stanowisko dyrektora szpitala w Ustrzykach Dolnych, skoro sami mieszkańcy Ustrzyk mówią, że sporo energii i wysiłku Pani włożyła w jego ratowanie?
Ewa Sudoł: - Ależ ja brałam udział w konkursie, który odbył się w sierpniu. Niestety Komisja konkursowa nie wyłoniła wtedy żadnego kandydata na to stanowisko, co zostało mi osobiście przekazane odrębnym pismem w połowie października. Powiem szczerze, że byłam bardzo zdziwiona takim rozstrzygnięciem, ponieważ moja ponad półtoraroczna praca była dosyć pozytywnie oceniana zarówno przez pracowników szpitala jak i pacjentów, którzy dostrzegali zmiany zachodzące w szpitalu. Na moje pytanie, zadane Panu Staroście, dlaczego było takie rozstrzygnięcie Komisji, usłyszałam odpowiedź, że nie przekonałam członków Komisji do swojej osoby i programu rozwoju szpitala, który zaprezentowałam. W związku z tym jaki sens miał ponowny udział w konkursie? Co nagle miałoby się zmienić od września do listopada?
G.B.: - Jak pokazują wyniki konkursu listopadowego, Komisja konkursowa zmieniła zdanie i wybrała na stanowisko dyrektora Pani dotychczasową konkurentkę. Może jednak należało wystartować?
E.S.: - Powiem tak, biorąc pod uwagę dotychczasowy sposób wyłaniania dyrektora szpitala tj. przesuwanie terminu składania dokumentów, bardzo długi czas oczekiwania na rozstrzygnięcie prac komisji konkursowej a potem brak rozstrzygnięcia, nie napawało mnie to optymizmem przed następnym konkursem. Rozwleczone to było ponad miarę i budziło bardzo duży niepokój wśród załogi. Część lekarzy ogłoszony konkurs odczytała jako próbę powołania nowego dyrektora na to stanowisko i z tego co się dowiedziałam, próbowali przekonać Zarząd Powiatu do unieważnienia konkursu, grożąc odejściem ze szpitala co niektórzy potem uczynili. Ponadto pojawiły się różne plotki, domysły kto zostanie nowym dyrektorem, jakie działania restrukturyzacyjne będzie podejmował, ile osób będzie zwalniał, wszystko to bardzo źle wpływało na pracę i funkcjonowanie szpitala.
Ponadto moja umowa o pracę na stanowisku p.o. dyrektora kończyła się 31 października 2017r. W związku z tym, byłam przekonana, że Zarząd ma jakiegoś innego kandydata na to stanowisko i powoła go na p.o. dyrektora od 1 listopada 2017r. Okazało się, że chyba ktoś nie zwrócił uwagi na to, że moja umowa się kończy i Pan Starosta, aby zapewnić funkcjonowanie szpitala musiał kilka dni poświęcić na przekonanie mnie do podpisania kolejnej, nowej umowy przedłużającej moją pracę w szpitalu o jeden miesiąc do 30 listopada. Umowę podpisałam widząc, że lekarze zaczynają odchodzić ze szpitala i nie chciałam dopuścić do sytuacji, że zamkniemy jakiś oddział.
Ostatnim najważniejszym powodem dla którego nie wzięłam udziału w konkursie to fakt, że nie zgadzałam się z wizją Starosty co do dalszego losu szpitala, mój program naprawczy nie był zgodny ze stanowiskiem Zarządu i programem restrukturyzacji opracowanym przez grupę krakowską. W życiu zawsze postępuję w myśl zasady, że cokolwiek robię, to muszę być przekonana co do słuszności swego postępowania, jeżeli mam robić coś wbrew sobie, to po prostu rezygnuję.
G.B.: - Proszę przybliżyć czytelnikom, jakie Pani miała zamiary wobec szpitala i co zawiera program opracowany przez Panią dla Zarządu Powiatu?
E.S.: - Mój program naprawczy jest dokumentem dostępnym w Starostwie Powiatowym, gdyż tam go złożyłam zgodnie z ustawą o działalności leczniczej. Wszyscy zainteresowani mogą się z nim zapoznać. Pokrótce powiem, aby nie zanudzać, że przedstawiłam tam kilka wariantów naprawczych, uwzględniających także sugestie Starosty i Zarządu. Przedłożone symulacje liczbowe były poparte aktualnymi, a nie historycznymi danymi finansowymi. Z mojego programu wynikło między innymi, że pomysł utworzenia Zakładu Opiekuńczo Leczniczego na 45 łóżek w obecnych uwarunkowaniach i po spełnieniu zapisów prawnych wynikających z ustaw i Zarządzeń Prezesa NFZ, jest tak samo nieopłacalny dla szpitala jak dalsze funkcjonowanie oddziału ginekologiczno-położniczego. Z wyliczeń wynika, że roczna strata na ZOL wyniesie 1.149.794 zł a na oddziale ginekologiczno-położniczym strata wynosi 1.112.593 zł czyli jest nawet odrobinę niższa niż na ZOL.
G.B.: - Czyli według Pani nie ma sensu tworzyć ZOL a lepiej zostawić ginekologię?
E.S.: - Oczywiście, bo ponoszenie dodatkowych kosztów związanych z utworzeniem ZOL i przystosowaniem infrastruktury, nie mając przy tym wszystkim wystarczającej liczby pielęgniarek (położne niestety nie mogą być zatrudnione w zamian za pielęgniarki) oraz pozbywanie się oddziału, na którym jako jedynym w szpitalu jest aż 3 lekarzy specjalistów, których w kraju bardzo brakuje jest bezsensowne. Nie możemy też zapomnieć o tym, że rocznie z oddziału ginekologiczno-położniczego korzysta ponad 1100 kobiet, niewiele mniej niż z oddziału wewnętrznego. Trzeba sobie zadać pytanie gdzie te pacjentki znajdą opiekę i pomoc w przypadku likwidacji tego oddziału. W Sanoku ginekologia z położnictwem została zlikwidowana, leska ginekologia z położnictwem już dziś ma pełne obłożenie, bo dodatkowo obsługuje pacjentki z powiatu sanockiego i na chwilę obecną nie jest przygotowany na obsłużenie tak dużej liczby pacjentów. Pytam więc, jaki jest powód likwidacji ustrzyckiej porodówki z ginekologią, pozostawienie samej ginekologii, jak wypowiadał się w mediach Pan Starosta? Nie będzie to miało uzasadnienia ekonomicznego, bo przy niewiele niższych kosztach przychody spadną więcej niż połowę. Dlaczego kobiety z powiatu bieszczadzkiego mają być narażone na porody w karetce ze względu na długi czas dojazdu? Dlaczego zdrowie kobiety i dziecka ma przegrać z ekonomią? Zdarzają się przypadki takie jak np. odklejenie łożyska lub ciąża pozamaciczna, które wymagają natychmiastowej interwencji lekarskiej. Wtedy liczy się każda minuta na uratowanie życia kobiety i dziecka. U nas teren jest rozległy i dowiezienie pacjentki do Leska zamiast do Ustrzyk Dolnych w sytuacji zagrożenia życia, może trwać zbyt długo aby uratować kobiecie życie. Według mnie, likwidowanie tego oddziału jest narażeniem naszych bieszczadzkich kobiet na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Dlatego mój apel do nowej Pani Dyrektor i Radnych Powiatu Bieszczadzkiego niech dogłębnie rozważą ten problem zanim zdecydują o likwidacji oddziału ginekologiczno-położniczego.
G.B.: - To co według Pani powinno się zrobić aby szpital przestał się zadłużać?
E.S.: - Zwiększyć usługi, zawalczyć o to, aby pacjenci z naszego powiatu powrócili do ustrzyckiego szpitala, żeby zamiast leczyć się w Lesku czy Sanoku korzystali z naszej oferty. Moje słowa mają pokrycie w liczbach, z których wynika, że w chwili obecnej rocznie ponad dwa tysiące pacjentów z naszego szpitala leczy się w Lesku czy Sanoku z jednostek chorobowych, które leczy także są nasz szpital. Ta liczba to 35 proc. pacjentów, którzy zamiast korzystać z naszego szpitala zwiększają przychody sąsiednich szpitali. Dlatego należy zrobić wszystko aby ci pacjenci wrócili do Ustrzyk Dolnych. Z wyliczeń w moim programie naprawczym wynika, że gdyby połowa tych pacjentów powróciła do naszego szpitala a jest to około 1000 osób więcej rocznie, nasz szpital wygenerowałby milion złotych zysku.
G.B.: - Czy jest to możliwe, aby aż tylu pacjentów wróciło do ustrzyckiego SP ZOZ?
E.S.: - Odpowiem z pełną odpowiedzialnością, że jak najbardziej. Za przykład może posłużyć oddział chirurgiczny gdzie w 2015 roku leczyło się 931 pacjentów, a w 2017 r., ta liczba wyniosła już około 1050 osób. Drugi przykład to oddział wewnętrzny gdzie jeszcze nie tak dawno bo w 2014 roku leczyło się prawie 1600 pacjentów, a po spadku w 2015 roku tych pacjentów było już niewiele ponad 1200. Czyli co najmniej 400 pacjentów rocznie może ten oddział obsłużyć jeżeli będzie kadra medyczna i odpowiedni sprzęt. Jak widać z przytoczonych liczb nasz szpital ma naprawdę wielki potencjał, ale musi być bezwzględnie wyremontowany, zakupiony nowy sprzęt medyczny i koniecznie musi być zatrudniona dodatkowa kadra lekarska, której niestety brakuje w całym kraju.
G.B.: - Niestety wciąż słyszymy o problemach z kadrą medyczną. Jak się udało Pani pozyskać nowych lekarzy, bo w szpitalu i przychodniach widać sporo nowych twarzy?
E.S.: - Powiem tak, oprócz ciężkiej, nieraz wręcz katorżniczej pracy trzeba mieć jeszcze sporo szczęścia oraz umieć przekonać lekarzy do przyjścia do takiego szpitala jak ten nasz ustrzycki. Jak wygląda nasz szpital to każdy widzi. Zniszczone, zardzewiałe dachy, nieocieplone mury, cześć pomieszczeń, które od kilkudziesięciu lat nie były remontowane oraz brak sprzętu diagnostycznego takiego jak tomograf czy nowoczesny aparat USG z Dopplerem i głowicą do echa serca, stary, wyeksploatowany sprzęt medyczny na salach operacyjnych czy Izbie przyjęć. W takich warunkach trudno kogoś namówić do pracy ale mimo to udało mi się przekonać sporo osób. Lekarze, których pozyskałam mieli bardzo dobrą opinie wśród pacjentów, niestety nie wszyscy zostali do dziś. Jak się rozmawia z lekarzami, to przedstawia im się wizję rozwoju placówki. Oni uwierzyli w to, że program, który razem mieliśmy realizować ma szansę na sukces i oni też w tym chcieli brać udział.
(...)
(Całość w GB 1 - zapraszamy również do zakupu PDF)